Ściśle chodzi o jego fragment. Ten, w którym Trojanie dyskutują nad wciągnięciem drewnianego konia za mury. Wrogich Greków nie widać, najwyraźniej odpłynęli. Jedynie kapłan Laokoon ostrzega „Strzeżcie się Greków, nawet gdy przynoszą dary". Dalszy ciąg znamy. Zgliszcza Troi odkopano dopiero po ponad trzech tysiącach lat.
To, co działo się w kraju w minionym tygodniu, dokładnie przypomina tę scenę. Eksperci i polityczni konkurenci skupili się bowiem na rozbieraniu poszczególnych propozycji na czynniki pierwsze. Liczono, czy starczy pieniędzy. Dopytywano, czy pierwsze dziecko należy rozumieć jako każde dziecko. Sprawdzano, ile „osobokilometropojazdów" trzeba, żeby wyjeździć miliard itd.
Z wyborczymi obietnicami jest tak jak z koniem trojańskim: najważniejsze jest to, czego nie widać. To brak choćby jednego słowa o rozwoju gospodarki, o wsparciu przedsiębiorczości! Nie ma nic o zarabianiu pieniędzy! Tylko o ich wydawaniu. Dlatego liczenie, skąd ma pochodzić 30–40 mld zł na realizację obietnic, to strata czasu. Istotniejsze, kto zdaniem polityków zostaje, a kto „trafia za burtę". Na pokładzie zostają głównie te grupy wyborców, do których najłatwiej i najszybciej trafić. Te, które są najliczniejsze. To emeryci, renciści, niepracujący rodzice itd. Przedsiębiorców jest zdecydowanie mniej, więc „za burtę". Stąd też pójście drogą na skróty. Łatwiej dać 1100 zł do ręki, zamiast z mozołem budować system zachęt do podejmowania pracy lub otwierania nowego biznesu. Wyborcze zastosowanie zasady Pareta: minimum nakładów, maksimum efektu.
Wykorzystanie budżetu państwa, czyli naszych pieniędzy, jako bankomatu do kupowania głosów to jednak manewr opłacalny na krótką metę. Pieniądze te biorą się przede wszystkim z prężnej i dochodowej gospodarki. Z rozwijającej się przedsiębiorczości.
Tymczasem usuwanie administracyjnych i prawnych absurdów dławiących jej rozwój idzie jak po grudzie. To wciąż taniec „dwa kroki do przodu, dwa do tyłu". Przez ostatnie lata doczekaliśmy się uchwalenia konstytucji biznesu, ale już nie jej pełnego wprowadzenia. Zaliczyliśmy kuriozalne ustawy, jak wiatrakowa lub zakaz handlu w niedzielę. Nadal o partnerstwie urzędu z przedsiębiorcą można jedynie pomarzyć. Są za to panie ze skarbówki, które będą ścigać mechanika o 3,41 zł za wymianę żarówki bez VAT.