Wojciech Tumidalski: Łańcuch tajności się spina

Ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę – twierdził kanclerz Bismarck. Podobnie wydają się uważać rządzący.

Publikacja: 28.02.2021 19:59

Wojciech Tumidalski: Łańcuch tajności się spina

Foto: Adobe Stock

Ledwie 28 miesięcy upłynęło od października 2017 r., gdy ministrowie ds. tajnych służb – Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik – prezentowali projekt ustawy o jawności życia publicznego, która poszerzała krąg urzędników zobowiązanych do ujawniania oświadczeń majątkowych, zobowiązywała do przejrzystości umów spółki Skarbu Państwa i innych korzystających z państwowych środków. Projekt nie dotarł nawet do Sejmu i dziś o jawności nikt już mówić nie chce. Przeciwnie: przed Trybunałem Konstytucyjnym staje wniosek I prezes Sądu Najwyższego, która uznała, że obywatele chcą wiedzieć za dużo. Jej zdaniem sąd czy urząd nie musi ujawniać, kto z jego pracowników korzysta ze służbowych samochodów, kart kredytowych czy parkingów.

Skąd ta zmiana frontu? Niechęć do patrzących na ręce to od lat uniwersalny i nieodłączny element sprawowania władzy. Każdej władzy, która uważa, że lepiej działać w zaciszu gabinetów bez oglądania się na opinię publiczną. Po raz pierwszy wniosek do TK kwestionujący ustawę o dostępie informacji publicznej wypłynął z Sądu Najwyższego jeszcze w 2013 roku, za prezesury nieżyjącego już Stanisława Dąbrowskiego. Jego następczyni prof. Małgorzata Gersdorf przez kilka lat go podtrzymywała, a wycofała dopiero, gdy skład Trybunału radykalnie się zmienił.

Czytaj także:

Małgorzata Manowska I Prezes SN skierowała do TK wniosek ws. ustawy o dostępie do informacji publicznej

Wniosek prof. Małgorzaty Manowskiej ma wyręczyć rządzących, by rękoma sędziów Trybunału spiąć łańcuch tajności. Inne jego ogniwa to ustawa o służbie zagranicznej z tzw. tajemnicą dyplomatyczną i zmiany w kodeksach karnych zamykające dostęp do informacji o zamkniętych już śledztwach. Jakby tego było mało, przepisy covidowe też zezwalają na opóźnianie w udostępnianiu informacji.

Ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę – powiedział kanclerz Otto von Bismarck. Że też po stu kilkudziesięciu latach rządzący w Polsce nie dają sobie przetłumaczyć, że społeczna kontrola nad sprawowaniem władzy służy obu stronom – i obywatelom, którzy wiedzą, co się dzieje w ważnych dla nich sprawach, i samej władzy, która zrzuca z siebie podejrzenie, że ma coś do ukrycia. No, chyba że rzeczywiście ma.

Ledwie 28 miesięcy upłynęło od października 2017 r., gdy ministrowie ds. tajnych służb – Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik – prezentowali projekt ustawy o jawności życia publicznego, która poszerzała krąg urzędników zobowiązanych do ujawniania oświadczeń majątkowych, zobowiązywała do przejrzystości umów spółki Skarbu Państwa i innych korzystających z państwowych środków. Projekt nie dotarł nawet do Sejmu i dziś o jawności nikt już mówić nie chce. Przeciwnie: przed Trybunałem Konstytucyjnym staje wniosek I prezes Sądu Najwyższego, która uznała, że obywatele chcą wiedzieć za dużo. Jej zdaniem sąd czy urząd nie musi ujawniać, kto z jego pracowników korzysta ze służbowych samochodów, kart kredytowych czy parkingów.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?