Jak żyć z euro?

Wspólna waluta wynagradza gospodarki dobrze przygotowane, a sprawia problemy tym, którzy nie podejmują koniecznych reform gospodarczych i popełniają wielkie błędy w polityce gospodarczej.

Publikacja: 21.01.2019 20:00

Jak żyć z euro?

Foto: Bloomberg

Euro obchodzi 20. urodziny. Jest dziś drugą obok dolara najważniejszą walutą na świecie. Ponad 70 proc. mieszkańców strefy euro jest zadowolonych z jej stosowania – to najwyższy poziom poparcia w historii. Obszar wspólnej waluty od lat się reformuje, by nie mogło dojść do powtórki błędów polityki gospodarczej, które doprowadziły do kryzysu w krajach Południa. Do Unii Gospodarczej i Walutowej dokładane są kolejne instytucje, takie jak Europejski Mechanizm Stabilności, Unia Bankowa czy Unia Rynków Kapitałowych, które – choć wciąż dalekie od doskonałości – tworzą razem kompleksowy projekt integracyjny, zwany czasem „strefą euro 2.0". Co więcej, w wieloletnim budżecie Unii Europejskiej proponuje się wyodrębnienie specjalnych środków na strefę euro, co może stanowić zaczątek osobnego budżetu i wyraźnej preferencji dla krajów, które używają wspólnej waluty. Wkrótce może się okazać, że tylko uczestnictwo w strefie euro zapewnia pełne korzyści członkostwa w Unii.

Jeśli dojdzie do brexitu, to aż 85 proc. unijnego PKB generowane będzie właśnie w strefie euro. W kolejce do akcesji czekają kolejne kraje naszego regionu – Bułgaria, Rumunia i Chorwacja. Tymczasem w Polsce, Czechach i na Węgrzech nastroje wydają się być odmienne i żaden z tych krajów na razie nie spieszy się, aby wypełnić swoje traktatowe zobowiązanie i dołączyć do obszaru wspólnej waluty. Spoglądają na euro wciąż przez pryzmat kryzysu finansowego, który rozpoczął się dekadę temu, a także społecznej niechęci do rezygnacji z krajowej waluty, obaw przed wzrostem cen i obniżeniem poziomu życia. Negatywnym punktem odniesienia są tutaj przede wszystkim doświadczenia nadmiernie zadłużonych i cierpiących z powodu powolnego wzrostu i wysokiego bezrobocia państw Południa, ale również popularna w zachodniej Europie, choć niepoparta realnymi danymi, narracja na temat rzekomego „podwojenia się cen".

Lekcje z regionu

Warto jednak zmienić perspektywę i spojrzeć nie tylko na doświadczenia krajów, które popełniły błędy w polityce gospodarczej i mocno przez to ucierpiały (należy zresztą zauważyć, że żaden z nich nie zamierza wychodzić ze strefy euro). Nie ulega wątpliwości, że nasza gospodarka musi być bardzo dobrze przygotowana do członkostwa w unii walutowej. Ważnych lekcji oraz pozytywnych przykładów jak to zrobić, nie trzeba szukać daleko. Dostarczają ich nasi partnerzy z regionu Europy Środkowo-Wschodniej, którzy do strefy euro już należą: Słowacja, Estonia, Łotwa i Litwa.

Państwa te przystępowały do strefy euro w różnym czasie. Słowacja w 2009 r., w momencie wybuchu globalnego kryzysu finansowego (wybuchł w Stanach Zjednoczonych, ale później rozprzestrzenił się na Europę); Estonia w 2011 r.– w trakcie kryzysu; Łotwa i Litwa już w zasadzie po kryzysie – w 2014 i 2015 r.

Wspólną cechą wszystkich tych krajów było to, że przed przystąpieniem do euro miały bardzo niski poziom długu publicznego, ale za to problem ze zbyt wysoką inflacją. Litwa np. zanotowała nieudane podejście do euro właśnie ze względu na zbyt wysoką inflację. W przypadku całej tej czwórki, przystąpienie do Unii Gospodarczej i Walutowej nie wywołało pogorszenia deficytu obrotów bieżących bilansu płatniczego czy wzrostu zadłużenia zagranicznego. Oznacza to, że kraje te nie powtórzyły błędów popełnionych po wprowadzeniu wspólnej waluty przez kraje Południa. W każdym z nich na dłuższą metę nastąpił znaczący spadek bezrobocia (jedynie na Słowacji bezrobocie na krótki czas wzrosło, podobnie jak w całej Europie, w wyniku globalnego kryzysu). Wpływ wprowadzenia euro na wzrost gospodarczy należy ocenić jako umiarkowanie pozytywny. Od momentu wprowadzenia euro w roku 2009 łączny realny wzrost PKB na Słowacji wyniósł 20 proc., wobec średnio 18 proc. w Polsce, Czechach i na Węgrzech – z pewnością więc wprowadzenie euro nie zubożyło Słowacji. W latach 2010–2017 kraj ten odnotował też szybsze tempo wzrostu produkcji przemysłowej (łączny wzrost o 60 proc. – wobec ok. 40 proc. w Czechach i na Węgrzech oraz 46 proc. w Polsce). Według ostatnich prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w najbliższych pięciu latach to właśnie Słowacja będzie się rozwijać najszybciej spośród całej Grupy Wyszehradzkiej. Z kolei od wprowadzenia euro w Estonii wzrost PKB wyniósł tam 28 proc., wobec 19 proc. w Polsce, Czechach i na Węgrzech. Litwa i Łotwa od czasu przyjęcia euro rozwijają się w tempie zbliżonym do średniego w Polsce, Czechach i na Węgrzech.

Podczas gdy Słowacja odniosła po wejściu do strefy euro bezdyskusyjny sukces gospodarczy, który zaowocował powszechnym społecznym zadowoleniem z wprowadzenia wspólnej waluty, również dla państw bałtyckich, zainteresowanych szybkim wejściem do strefy euro głównie z powodów politycznych, akces oznaczał poprawę sytuacji gospodarczej. Przed przystąpieniem miały one wszystkie sztywny kurs walutowy w stosunku do euro. W 2004 r. państwa bałtyckie miały PKB per capita ok. czterech razy mniejszy niż państwa ówczesnej strefy euro – dzisiaj ta różnica jest ok. dwukrotna. Znacząco wzrosły bezpośrednie inwestycje zagraniczne ze strefy euro, a także udział eksportu i importu ze strefą euro w wymianie handlowej. Stopa bezrobocia na Litwie, Łotwie i w Estonii spadła do poziomu niższego niż w strefie euro. Oczywiście euro nie jest jedyną przyczyną tego stanu rzeczy, ale wniosek jest bardzo prosty: państwa Europy Środkowo-Wschodniej, które przystąpiły do strefy euro, nie popełniły błędów państw Południa i odniosły sukces.

Jednym z najpowszechniejszych mitów w polskiej debacie publicznej jest rzekomy silny wzrost cen u naszych regionalnych sąsiadów, związany z przyjęciem eurowaluty. Jest to nieprawda. W roku 2009 (roku przystąpienia do euro) wskaźnik inflacji wynosił na Słowacji 0,9 proc. i był niższy niż w latach poprzednich. W tych samym roku ceny w Polsce wzrosły o 4 proc., a w Czechach i na Węgrzech – po 6 proc. Od momentu wprowadzenia euro ceny na Słowacji wzrosły łącznie o 12 proc., podczas gdy w Polsce, Czechach i na Węgrzech – przeciętnie o 18 proc. Nie następuje też żadne mityczne „zrównanie cen z niemieckimi". W stosunku do Niemiec poziom cen na Słowacji obniżył się od momentu przyjęcia euro z 65 proc. do 61 proc.

Dzięki dobremu przygotowaniu Słowacji i krajów bałtyckich do wymiany waluty wprowadzenie euro nie wiązało się tam z przyspieszeniem inflacji. Spektakularne podrożenie niektórych towarów spowodowało jednak, że tzw. inflacja postrzegana ukształtowała się tam wyraźnie wyżej od rzeczywistej. Tłumaczy się to głównie wystąpieniem efektu cappuccino: ludzie szczególnie silnie zauważają podwyżkę cen towarów kupowanych często, za które płaci się gotówką (np. kawy we Włoszech). Innym wyjaśnieniem jest fakt, że ludzie znacznie silniej odczuwają podwyżki cen niż obniżki, a tymczasem statystyczna stopa inflacji to średnia zarówno wzrostów, jak i spadków cen poszczególnych towarów.

Innym popularnym „dowodem" na wzrost cen i rzekome zubożenie Słowaków i Litwinów po wprowadzeniu euro są chętnie dokonywane przez nich zakupy w Polsce. Jest to jednak mylna interpretacja, wynikająca z niezrozumienia mechanizmów ekonomicznych. Przede wszystkim Słowacy wcale nie zbiednieli po wprowadzeniu euro. Od roku 2008 (ostatniego roku, kiedy używali słowackiej korony) przeciętna słowacka pensja wzrosła nominalnie o 35 proc., a po odliczeniu inflacji realnie o blisko 20 proc. O tyle więc więcej mogą kupić w swoich własnych sklepach. Jednocześnie jednak – ze względu na posiadanie silnej, odpornej na światowe zawirowania finansowe waluty – Słowacy nie zaznali w roku 2009 spadku swoich płac wyrażonych w euro (w odróżnieniu od Polaków, Czechów i Węgrów). Osłabienie złotego w roku 2009, dla zarabiających w euro Słowaków spowodowało więc obniżenie się cen w polskich sklepach. O ile w roku 2008 ceny w obu krajach były niemal identyczne, to w roku 2017 za swoją pensję Słowak mógł w Polsce kupić przeciętnie o ponad 20 proc. więcej dóbr konsumpcyjnych niż u siebie w kraju. W sumie więc to raczej Polacy nieco zbiednieli przez osłabienie złotego (płacąc więcej za towary importowane lub za jakiekolwiek zakupy za granicą). Natomiast Słowacy w stosunku do nas się wzbogacili – u siebie w domu ze względu na rosnące szybciej od cen płace, na zakupach w Polsce jeszcze bardziej, ze względu na atrakcyjne dla nich ceny.

Nie bać się, nie czekać

Doświadczenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej które wprowadziły euro, a także tych, które zachowały waluty narodowe jasno pokazują, że wspólnej waluty nie można traktować ani jako źródła problemów, ani gwarancji sukcesu. Euro wynagradza gospodarki dobrze przygotowane, a sprawia problemy tym, którzy nie podejmują koniecznych reform gospodarczych i popełniają wielkie błędy w polityce gospodarczej. Należy się spodziewać, że państwa, które się nie reformują, będą odczuwały trudności gospodarcze bez względu na to, czy w euro są, czy nie.

Cztery kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które wprowadziły euro, zyskały z tego tytułu ewidentne korzyści polityczne. Wszystkie te państwa są członkami wpływowej, choć nieformalnej ligi hanzeatyckiej (czasami nazywanej ligą północną), która nadaje ton debacie o kierunkach rozwoju wspólnej waluty, bardzo często w kontrze do Francji i Niemiec. Słowacki minister finansów Peter Kazimir był brany pod uwagę jako przewodniczący euro grupy, a były premier Łotwy Valdis Dombrovskis jako wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej odpowiada właśnie za reformy strefy euro. Przynależność do euro będzie też dawała ogromną zaletę podczas negocjacji wieloletniego budżetu Unii.

Polska nie powinna się bać i biernie czekać, tylko jak najlepiej przygotować się do wprowadzenia wspólnej waluty. A wtedy uczestnictwo w strefie euro przyczyni się do kontynuacji sukcesu gospodarczego, wzrostu bezpieczeństwa i zwiększenia wpływu naszego kraju na kierunki reformy Unii.

Autorzy są pracownikami naukowymi Akademii Finansów i Biznesu Vistula, współautorami raportu Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana pt. „Jak żyć z euro? Doświadczenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej"

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Euro obchodzi 20. urodziny. Jest dziś drugą obok dolara najważniejszą walutą na świecie. Ponad 70 proc. mieszkańców strefy euro jest zadowolonych z jej stosowania – to najwyższy poziom poparcia w historii. Obszar wspólnej waluty od lat się reformuje, by nie mogło dojść do powtórki błędów polityki gospodarczej, które doprowadziły do kryzysu w krajach Południa. Do Unii Gospodarczej i Walutowej dokładane są kolejne instytucje, takie jak Europejski Mechanizm Stabilności, Unia Bankowa czy Unia Rynków Kapitałowych, które – choć wciąż dalekie od doskonałości – tworzą razem kompleksowy projekt integracyjny, zwany czasem „strefą euro 2.0". Co więcej, w wieloletnim budżecie Unii Europejskiej proponuje się wyodrębnienie specjalnych środków na strefę euro, co może stanowić zaczątek osobnego budżetu i wyraźnej preferencji dla krajów, które używają wspólnej waluty. Wkrótce może się okazać, że tylko uczestnictwo w strefie euro zapewnia pełne korzyści członkostwa w Unii.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację