– Musimy zachować spokój, bo jeszcze niczego nie wygraliśmy – ostrzega kapitan Hiszpanów Sergio Ramos – ale nie ma co ukrywać: jedziemy do Rosji odegrać ważną rolę.
Trudno się dziwić euforii, jaka zapanowała w Hiszpanii po meczach z finalistami ostatnich mistrzostw. Remis z Niemcami (1:1) w Duesseldorfie, a przede wszystkim wysokie zwycięstwo nad Argentyną (6:1) w Madrycie pokazują, że po kilku latach posuchy i pokoleniowej zmianie Hiszpanie znów są drużyną zdolną do wielkich rzeczy.
Największymi wygranymi spotkania z Argentyną są bez wątpienia Isco i Iago Aspas. Pierwszy udowodnił, że można błyszczeć w reprezentacji, siedząc na ławce w klubie. Pomocnik Realu zdobył hat tricka. Aspas, mimo że na boisku pojawił się dopiero w drugiej połowie, zdążył zaliczyć dwa kluczowe podania i strzelić gola. Czy to wystarczy, by napastnik Celty załapał się do kadry na mundial?
Argentyńska prasa pisze, że ta porażka (najwyższa od prawie dziesięciu lat) była jak uderzenie w twarz, dzwonek alarmowy dla wszystkich, którzy uważają zespół Jorge Sampaoliego za faworytów mistrzostw. „Po słabych eliminacjach potrzebowaliśmy zastrzyku pewności siebie. To, co wydarzyło się w Madrycie, wszystko komplikuje. Bez Messiego nie ma drużyny” – podkreśla dziennik „Ole”.
Leo Messi, zmagający się z problemami przeciążeniowymi, przeżywał katusze na trybunach, po szóstym golu wstał i opuścił lożę VIP. Wolał sobie oszczędzić dalszych cierpień. Niedawno w jednym z wywiadów mówił, że to ostatni moment, by osiągnąć wraz z kolegami sukces, ale po tym, co zobaczył na stadionie Atletico, chyba sam zwątpił.