„Ostatnia gospoda": Noblista czeka na śmierć

„Ostatnia gospoda" to przejmujący dziennik Imre Kertésza, który u nas ukazuje się już po odejściu pisarza.

Publikacja: 03.05.2016 18:27

Foto: Rzeczpospolita

„Wczoraj zrozumiałem, że mój parkinson zaczął nagle przyspieszać, niedługo zajmie mi całą lewą stronę i potem stanie się coraz bardziej męczący. Muszę się spieszyć ze wszystkim" – czytamy w przetłumaczonej właśnie, ostatniej książce Kertésza, który zmarł w marcu w wieku 86 lat. Nosi ona tytuł „Ostatnia gospoda" i była wydana w oryginale w 2014 r. z podtytułem „Zapiski". Stanowi literacko dopracowany dziennik z lat 2001–2009, choć nie znajdziemy w nim konkretnych dat. Skrywa także szkic do nieukończonej powieści autobiograficznej.

Ciekawy to okres w życiu pisarza, przede wszystkim dlatego, że w 2002 r. otrzymał Nobla. Pisał o tym na gorąco: „Od dwóch dni udzielam tylko wywiadów; zachowuję się, jakbym zawsze się tym zajmował. Ale w jakiś sposób jestem daleko od tego wszystkiego". Jest dumny, ale też ogarnia go coraz większe zmęczenie.

W kolejnych latach jest mu coraz ciężej. Parkinson się nasila, a żona Magdi walczy z nowotworem (skutecznie, bo żyje do dziś). Zwiększa się także jego krytyka rzeczywistości. Choć jeśli ktoś odrobinę zna Kertésza i jego twórczość, ten wie, że pisarz nigdy nie był optymistą.

W „Ostatniej gospodzie", tak jak w wielu innych jego książkach, mocno dostaje się Węgrom. Trudno być zaskoczonym postawą Kertésza, skoro jako 15-latek został w 1944 r. wywieziony przez węgierskie służby kolaboracyjne do obozu w Auschwitz, a stamtąd do Buchenwaldu. Cudem przeżył, a swoje obozowe doświadczenia przekuł w autobiograficzną powieść „Los utracony".

Na tle literatury obozowej jego powieść wyróżniała się ironią i dystansem do zła, jakie spotyka dziecięcego bohatera. Na ostatnich stronach autor opisał powrót swego alter ego do mieszkania w Budapeszcie. Nieznajoma kobieta zatrzasnęła mu drzwi przed nosem ze słowami: „Nie. My tu mieszkamy". Pisarz uważał, że przez kolejne dekady nad Dunajem niewiele się zmieniło.

Swe dalsze losy przedstawił w powieściach „Fiasko" oraz „Kadysz za nienarodzone dziecko", które razem z „Losem utraconym" stanowią tzw. trylogię ludzi bez losu.

W czasach stalinizmu wyrzucano go z kolejnych redakcji za niedostateczny entuzjazm komunistyczny. Zaczął wtedy tłumaczyć literaturę niemieckojęzyczną – Nietzschego, Wittgensteina czy Canettiego. W 1975 r. zadebiutował powieścią „Los utracony". Uczyniła go znanym w zachodniej Europie, ale dopiero 27 lat później dostał za nią Nobla. Jednocześnie nigdy nie stał się literacką gwiazdą na Węgrzech. Krytycy go ignorowali.

Oprócz autobiograficznych powieści w jego twórczości dominują eseje i dzienniki. Ich głównym tematem był Holokaust oraz własna pisarska tożsamość. W każdej kwestii Kertész wypowiadał się bardzo odrębnie, często odwrotnie niż liberalni intelektualiści. Mocno też uderzał w lewicowych krytyków polityki Izraela.

Sam nie utożsamiał się z judaizmem, bo był ateistą i sceptykiem. Najważniejszym elementem tożsamości Kertésza zdaje się być poczucie wyobcowania. Czuł pokrewieństwo duchowe z żydowskimi intelektualistami („tę linię można wyrysować od Kafki do Celana"), których łączyło głównie to, że nie mogli się utożsamić z żadną wspólnotą. To żydowska inteligencja Europy Środkowo-Wschodniej – mieszczańska, zasymilowana, rzadko religijna.

Kertész w „Ostatniej gospodzie" jest jak zwykle bezceremonialny i mówi wprost, co sądzi o współczesności, choć oczywiście zawsze z klasą. Pisał tę książkę jako pożegnanie, wiedział, że będzie ostatnia.

Postponuje wszelkie formy współczesnej religijności. Szczególnie mocno uderza w islam („wydaje się, że islam nie zna innego języka niż język nienawiści względem innych ras i religii"). Dzisiaj, w obliczu zaostrzającej się dyskusji na temat muzułmańskich imigrantów, brzmi to jeszcze bardziej politycznie niepoprawnie niż kilka lat temu.

Podobnie jak we wcześniejszych dziełach z pogranicza dzienników i eseistyki (m. in. w „Dzienniku galernika" oraz „Ja, inny") Kertész daje wyraz swej niezależności. Pisze rzeczy niewygodne dla środowisk intelektualnych. Nie ma złudzeń co do współczesnej demokracji („ma niewiele wspólnego z res publicą; nazwałbym to raczej demokracją wolnorynkową. Przy odrobinie samodyscypliny jest to całkiem przyjemna forma egzystencji, ale niedługo nadejdzie jej kres, gdyż bezwstydnie zmierza do centralizacji władzy i pieniędzy").

Od dziesięciu lat więcej czasu spędzał w Berlinie niż na Węgrzech. W ojczyźnie czuł się niedoceniany, choć z tego, co pisze o wizytach w Budapeszcie, mogłoby wynikać coś innego („Otacza mnie wielki szacunek, bez przerwy czuję się jak papież w Wielkanoc").

Krytykował Węgry niezależnie od tego, czy rządziła lewica czy prawica. Jednocześnie w 2014 r. skarcił redakcję „New York Timesa", która jego zdaniem wycofała wywiad, w którym nie chciał się zgodzić z twierdzeniem, iż rządy Viktora Orbána są dyktaturą. „To pusty język, zdominowany przez ideologię" – komentował takie stawianie sprawy.

Jednak „Ostatnia gospoda" to przede wszystkim dziennik żegnającego się pisarza. Wspomina odchodzących przyjaciół i sam szykuje się na śmierć. Bywa sceptyczny i złośliwy, ale nie zgorzkniały. Ciągle wierzy w siłę literatury, codziennie stara się pisać. Jeździ na konferencje i odczyty, traktując je z dystansem („uważa się to za działalność kulturalną..."). Z czułością pisze o żonie. Cieszą go drobne rzeczy, żartuje sam z siebie.

Ostatnie dzieło Kertésza to także literacki testament i książka o pisaniu. Stale zaznacza, nad czym obecnie pracuje, i wraca do swoich starszych książek. Przytacza własne stwierdzenia i myśli z poczuciem dumy czy może nawet z lekką próżnością. Pod spodem jednak czai się niepewność i potrzeba samopotwierdzenia. Ma obawy, że zostanie zapamiętany wyłącznie jako autor „Losu utraconego", a reszta pójdzie w zapomnienie.

„Wczoraj zrozumiałem, że mój parkinson zaczął nagle przyspieszać, niedługo zajmie mi całą lewą stronę i potem stanie się coraz bardziej męczący. Muszę się spieszyć ze wszystkim" – czytamy w przetłumaczonej właśnie, ostatniej książce Kertésza, który zmarł w marcu w wieku 86 lat. Nosi ona tytuł „Ostatnia gospoda" i była wydana w oryginale w 2014 r. z podtytułem „Zapiski". Stanowi literacko dopracowany dziennik z lat 2001–2009, choć nie znajdziemy w nim konkretnych dat. Skrywa także szkic do nieukończonej powieści autobiograficznej.

Pozostało 91% artykułu
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki