Wojciech Miłoszewski: Zawsze bardziej lubiłem czarne charaktery

- Jedna powieść rocznie to naprawdę maksimum tego, co mogę osiągnąć. Remigiusz Mróz wydaje o wiele więcej powieści, a wszystkie z nich świetnie się sprzedają i są jeszcze lepiej oceniane. To autor z górnej półki, czyli nie mojej – mówi serwisowi rp.pl, Wojciech Miłoszewski, który w maju powrócił z nową powieścią „Kontra”.

Aktualizacja: 01.07.2019 21:43 Publikacja: 01.07.2019 21:37

Wojciech Miłoszewski: Zawsze bardziej lubiłem czarne charaktery

Foto: Robert Laska

Gdy pytałem ludzi o Wojciecha Miłoszewskiego, to większość osób odpowiedziało mi, że rozpoznaje pana po ironizowaniu na tematy powiązane z polityką. Taki był cel, gdy zasiadał pan do klawiatury przed napisaniem pierwszej książki?

Zupełnie nie. Celem było stworzenie powieści sensacyjno-przygodowej. Wiedziałem, że bardzo duża część polskiego społeczeństwa, tak więc również i czytelników, interesuje się polityką. Nie sądziłem jednak, że drobne wstawki poprzedzające rozdziały zaważą na odbiorze całej powieści. Postawiłem na ten pomysł, aby czytelnik nie był pozostawiony z samą akcją i mógł również wiedzieć, co dzieje się na arenie międzynarodowej i jakie są jej reakcje na rosyjską inwazję. Oczywiście fragmenty te są mocno ironiczne, a nawet prześmiewcze. Nie jest tajemnicą, że mój stosunek do polityków jest jednoznacznie negatywny.

Wojciech Miłoszewski nie napisał kiedyś jakiegoś sformułowania, sentencji, bo uznał że to już by było za mocne?

Sentencja wiąże się chyba dosyć ściśle z moralizowaniem lub filozofowaniem. W moich powieściach staram się zwrócić uwagę na to, jak strasznym zjawiskiem jest wojna. W pewien sposób przekazać ludziom, że nawet tutaj, w bezpiecznej Europie, ten koszmar znowu może stać się faktem. Ale mimo wszystko moralizowanie nie jest moją domeną. Podsumowując, sentencjom mówię zdecydowane nie.

Kiedyś powiedział pan: „nie jestem specjalistą od militariów”. Dlaczego więc postawił pan na serię, w której to właśnie militaria odgrywają znaczącą rolę?

Militaria odgrywają pewną, choć kłóciłbym się z określeniem "znaczącą", rolę ze względu na fakt, że toczy się wojna. Są to powieści akcji, a nie branżowa pozycja dla miłośników broni. Oczywiście podczas prac nad powieściami korzystałem z pomocy konsultantów, ale mimo wszystko zawsze na pierwszym miejscu stawiam atrakcyjność fabuły i stworzenie narracji nacechowanej wartką akcją. Tak, aby taką powieść się dobrze czytało.

Najpierw była „Inwazja”, później „Farba”, teraz „Kontra”. Czym zaskoczył pan sam siebie tworząc te dzieła?

Chyba zaskoczyłem się przede wszystkim tym, jak trudny jest to temat. Nawet w kontekście powieści sensacyjno-przygodowej. Wojna i tego rodzaju konflikt ma wiele następstw i wydarzeń, które bardzo trudno przewidzieć. Dlatego mogłem się skupić tylko i wyłącznie na drobnym fragmencie całej awantury, bez jakichkolwiek szans na pokazanie szerszego kontekstu. „Inwazja” była również moim powieściowym debiutem, wcześniej zajmowałem się tylko pisaniem scenariuszy. Byłem szczerze zaskoczony, jak pracochłonnym zadaniem jest napisanie powieści.

Jovan Lacević zyskał pańską aprobatę w pierwszym tomie; w drugim – Zenon Marczak. A kto ją zyskał w „Kontrze”?

W "Kontrze" chyba rosyjski oficer, lejtnant Paweł Gawriłow. Rzucony w wir tych wszystkich wydarzeń, dopiero co zdegradowany, cyniczny i nie mający złudzeń co do tego, że jest tylko trybikiem w machnie. Dekownik, który pragnie za wszelką cenę po prostu przeżyć. Choć oczywiście jest to mimo wszystko postać negatywna. Ale ja zawsze bardziej lubiłem czarne charaktery. Przykładowo w „Gwiezdnych Wojnach” o wiele bardziej przemawiał do mnie Darth Vader niż Luke Skywalker.

„Władimir Putin staje się carem Rosji” – czytamy na okładce. To jeszcze science-fiction, czy już zapowiedź tego, co wydarzy się w najbliższej przyszłości?

W kwestiach formalnych pewnie science-fiction. Z drugiej strony Władimir Putin, pomimo tego, że nie zasiada na tronie i koronowany na cara nie został, to jest de facto władcą absolutnym w Rosji. Moim zdaniem Federacji Rosyjskiej o wiele bliżej do kraju o ustroju autokratycznym, niż demokratycznym.

„Kontra” znajduje się na rynku od nieco ponad miesiąca, a czytelnicy już pytają, kiedy pojawi się następne dzieło. Jak podchodzi pan do tematu pisania i wydawania w tempie takich autorów, jak m.in. Remigiusz Mróz?

W 2018 roku ukazały się dwie moje powieści, „Farba” oraz kryminał „Kastor”. Z tym ostatnim poszło trochę łatwiej, bo całą historię miałem już stworzoną na potrzeby filmu fabularnego. Mimo wszystko już nigdy nie powtórzę tego "wyczynu". Jest to piekielnie trudne i, przynajmniej dla mnie, wycieńczające. Jedna powieść rocznie to naprawdę maksimum tego, co mogę osiągnąć. Remigiusz Mróz wydaje o wiele więcej powieści, a wszystkie z nich świetnie się sprzedają i są jeszcze lepiej oceniane. To autor z górnej półki, czyli nie mojej.

„O tym, że pewne decyzje i zachowania były błędne, człowiek najczęściej przekonuje się dopiero po fakcie” – opierając się o cytat z „Inwazji”, były momenty, gdy sądził pan, że pisanie książek to była jednak błędna decyzja?

Oczywiście, że były. Wydaje mi się, że każdy z nas, wykonując jakiekolwiek zajęcie, ma swoje gorsze i lepsze momenty. W przypadku pisania powieści czasami frustruje mnie bardzo wolny postęp prac. Można siedzieć cały dzień i napisać osiem stron, a innego dnia zaledwie jedną. Mimo wszystko wymyślanie historii i budowanie narracji, czy to do powieści czy scenariuszy, sprawia mi bardzo wiele przyjemności. A to jest chyba najważniejsze.

Poza pisaniem książek, tworzy pan również scenariusze do takich seriali, jak „Wataha”, czy „Prokurator”. Czytelnicy będą mieli okazję zapoznać się z losami bohaterów z serialu w lekturach pańskiego autorstwa?

W przypadku seriali to producenci kładą rękę na całości praw zależnych i to od ich decyzji zależy, czy na podstawie serialu powstanie powieść. Dlatego nie przewiduję takiego rozwiązania w przyszłości.

Charles Bukowski mawiał: „Niektórzy ludzie nigdy nie ulegają szaleństwu. Jakże prawdziwie straszliwe życie muszą wieść.”. Wojciech Miłoszewski „ucieka” w pisanie scenariuszy, by nie puścić zbyt dużych wodzy szaleństwa w swych powieściach?

Myślę, że popuściłem wodze szaleństwa w swoich powieściach dość porządnie, a część czytelników twierdzi, że nawet za bardzo. Pisanie scenariuszy jest zupełnie odmienne od tworzenia powieści, to po pierwsze. Natomiast po drugie pozwala mi żyć w taki sposób, w jaki sobie wymarzyłem. A mianowicie żyć z pisania. Z samego pisania powieści nie byłbym w stanie wyżywić rodziny. Ale gdy doda się do tego pisanie scenariuszy, staje się to bardziej realne.

Gdy pytałem ludzi o Wojciecha Miłoszewskiego, to większość osób odpowiedziało mi, że rozpoznaje pana po ironizowaniu na tematy powiązane z polityką. Taki był cel, gdy zasiadał pan do klawiatury przed napisaniem pierwszej książki?

Zupełnie nie. Celem było stworzenie powieści sensacyjno-przygodowej. Wiedziałem, że bardzo duża część polskiego społeczeństwa, tak więc również i czytelników, interesuje się polityką. Nie sądziłem jednak, że drobne wstawki poprzedzające rozdziały zaważą na odbiorze całej powieści. Postawiłem na ten pomysł, aby czytelnik nie był pozostawiony z samą akcją i mógł również wiedzieć, co dzieje się na arenie międzynarodowej i jakie są jej reakcje na rosyjską inwazję. Oczywiście fragmenty te są mocno ironiczne, a nawet prześmiewcze. Nie jest tajemnicą, że mój stosunek do polityków jest jednoznacznie negatywny.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki