Korespondencja z Dauhy
Głowa boli pana bardziej niż przed konkursem?
To była ciężka noc. Stadion opuściliśmy o pierwszej. Nie było już co zjeść, więc pojechaliśmy tuż obok do hotelu mojego menedżera. Kolację zjedliśmy dopiero przed trzecią, długo rozmawialiśmy. O siódmej poszliśmy na basen. Moja trenerka już tam była. Położyłem się spać o 8.15.
Dociera już do pana, że jest czterokrotnym mistrzem świata?
Powoli tak. Wczoraj trochę źle się czułem. Nie było we mnie jakiejś niesamowitej euforii, ale to też dlatego, że najważniejszy rok dopiero przede mną. Wszystko podporządkowujemy igrzyskom. Tomek Majewski mówił kiedyś, że ostatnie zawody to już historia. Ja podchodzę do tego tak samo. Z tego, co osiągnąłem, wolę się cieszyć się za kilka lat, po zakończeniu kariery. Teraz róbmy swoje, żeby mieć co wspominać.