6 czerwca 1980 roku rozpoczął się pierwszy festiwal jarociński. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy wywiad z Grzegorzem Brzozowiczem.
Rzeczpospolita: Najważniejsze rockowe gwiazdy, które zaczynały karierę w latach 60., powrócą na scenę na wielkim festiwalu Desert Trip. Od razu nasuwają skojarzenia z Woodstockiem czy choćby z Altamont. Mieliśmy w Polsce podobne festiwale?
Grzegorz Brzozowicz: Najbliżej idei takich festiwali jest Przystanek Woodstock, który co roku ściąga po kilkaset tysięcy młodych ludzi. Wcześniej był Jarocin, ale to zupełnie inna skala. Tam w najlepszych latach przyjeżdżało 25 tysięcy osób. Także popularne, ale jeszcze mniejsze, spotkania odbywały się w poznańskiej Arenie w ramach cyklu koncertowego Rock Arena.
Jarocin przeszedł do historii jako peerelowskie święto muzyki alternatywnej.
W Jarocinie festiwal trwał cztery dni, ale tylko jeden z nich był świętem muzyki alternatywnej. W pozostałe grano klasykę polskiego rocka czy heavy metal. Tam byli wszyscy: Czesław Niemen, Perfect, TSA czy Tadeusz Nalepa. Jarocin nie był wcale taki antysystemowy, jak to się często uważa. Festiwal ten został mocno zmitologizowany.