- Widziałem w prasie, że jestem jedną z osób, które (uważane) są za zdeklarowanych przeciwników amantadyny. To jest nieporozumienie. Ja jestem sceptykiem, a to jest zupełnie inne znaczenie - powiedział prof. Simon w TVN24, pytany o lek, polecany m.in. przez wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła.
Członek Rady Medycznej przy premierze RP podkreślił, że „amantadynę kiedyś stosowano, z bardzo złym skutkiem, na wirus grypy typu A i zrezygnowano z tego z uwagi na brak działania i generowanie wariantów opornych”. - Stosuje się ją w neurologii i do tego jest zarejestrowana - mówił.
Wrocławski zakaźnik zwrócił uwagę, że badania amantadyny to rzadkość. - Próbowano to robić w Meksyku i to jedyna jakaś większa praca. I wykazano jednoznacznie - kilkadziesiąt tysięcy ludzi różne leki przyjmowało, w tym 330 amantadynę; śmiertelność wzrosła o 30 proc. w tej grupie. To jedyne badania, które mamy - powiedział.
- U nas jest krajowa obserwacja, że zmniejsza występowanie Covidu u osób z parkinsonizmem, na kilkunastu osobach - to nie jest wynik, to jest luźna obserwacja - dodał prof. Simon. W opublikowanych wiosną 2020 r. wynikach badań prof. Konrad Rejdak i prof. Paweł Grieb wykazali, że pacjenci z leczonymi amantadyną chorobami neurologicznymi (m.in. Parkinsonem, SM), którzy zarazili się koronawirusem, bardzo łagodnie lub bezobjawowo przechodzili chorobę.
Poza tym, jak mówił dolnośląski konsultant ds. chorób zakaźnych, jest jeszcze tylko jedno badanie - „na 15 osobach, że (amantadyna) zmniejszała ryzyko progresji do ciężkich postaci”. - To są trzy racjonalne prace, z których tylko jedna jest właściwie wartościowa, bo reszta to kazuistyka, na której nie można opierać własnych wniosków - podkreślił.