Trybunał Konstytucyjny orzekł w czwartek, że przepis zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z Konstytucją. Wyrok wywołał protesty w całej Polsce. 

Zgodnie z nowymi obostrzeniami sanitarnymi, obecnie w Polsce zgromadzenia publiczne są dozwolone, ale liczba uczestników nie może przekroczy pięciu osób.

Jak oceniła w programie „Onet Opinie” posłanka Lewicy Magdalena Biejat, „te protesty nie są nielegalne”. - Póki co, nie ma zakazu zgromadzeń spontanicznych, czyli takich, które na szybko reagują na bieżące wydarzenia - powiedziała. - W tym sensie mają prawo mieć miejsce - zaznaczyła. - Nikt tych ludzi nie wyprowadza na ulice. Będą wychodzić tak długo, jak będą uważali to za konieczne (…) Ja mogę zadeklarować, że dopóki choć pięć osób będzie wychodzić na ulicę, dopóty mogą liczyć na nasze wsparcie i na samej demonstracji i w razie ewentualnych zatrzymań - dodała. 

Zdaniem Biejat „PiS próbuje zrzucić winę na protestujących za to, że rzekomo z powodu protestów będzie rosła liczba zachorowań na koronawirusa”. - Mam do powiedzenia tylko jedno: trzeba było nie spluwać w twarz kobietom w samym środku epidemii - stwierdziła. - Apelowaliśmy o to w Sejmie, apelowaliśmy na komisji, która zajmowała się tą sprawą dwa tygodnie temu. Posłanki Lewicy wysłały list do pani Przyłębskiej, apelując, żeby tego nie robiła. Ta krew jest na ich rękach - podkreśliła. - Nikt nie odpowiadał na nasze apele i prośby. Jeszcze w czwartek rano, prezentując stanowisko klubu w sprawie ustawy covidowej również apelowałam do strony rządzącej o opamiętanie, ale nie było żadnej reakcji. Teraz mamy to, co mamy i trudno się dziwić. To postawienie „kropki nad i” długiego procesu budowania piekła kobiet w Polsce - dodała posłanka Lewicy.