Status quo to dla Unii wielkie ryzyko

To miały być wybory decydujące o przyszłości Unii. Straszono zwycięstwem skrajnej prawicy i przeciwnych integracji populistów. Jednak wyniki znane w chwili zamknięcia poniedziałkowego wydania „Rz" wykluczają rewolucję.

Aktualizacja: 26.05.2019 20:38 Publikacja: 26.05.2019 18:39

Status quo to dla Unii wielkie ryzyko

Foto: AdobeStock

Budowany przez włoskiego wicepremiera Matteo Salviniego Europejski Sojusz Ludów i Narodów (EAPN), do którego przystąpiło francuskie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen oraz Alternatywa dla Niemiec, nawet ze wsparciem Partii Brexitu w Wielkiej Brytanii mógł według sondaży liczyć na maksymalnie 100 deputowanych w 751-osobowym Zgromadzeniu umiejscowionym w Strasburgu.

Mimo to wybory w 2019 r. są cezurą. Trzy najważniejsze stanowiska w unijnej centrali (szefa Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego) zajmowali dotąd chadecy, szefową dyplomacji była socjalistka, a prezesem Europejskiego Banku Centralnego – człowiek powiązany niegdyś z bankiem Goldman Sachs.

Teraz wydaje się pewne, że chadecy i socjaliści stracą większość w europarlamencie i rozpocznie się skomplikowana gra z udziałem bardziej radykalnych ugrupowań z lewa i prawa.

Już kryzys finansowy oraz – późniejszy – migracyjny pokazały słabość Unii Europejskiej. Zwieńczeniem paneuropejskiego ruchu sprzeciwu wobec integracji był z kolei brexit. Jednak po tych wyborach Brukseli grozi jeszcze większy paraliż, który jeszcze mocniej podsyci sprzeciw wobec integracji. Może Wspólnota się przez to nie rozpadnie, ale będzie coraz słabsza i coraz mniej będzie znaczyła w świecie zdominowanym przez USA i Chiny.

Aby do tego nie dopuścić, konieczna jest głęboka przebudowa instytucjonalna UE, która spowoduje, że proces podejmowania decyzji będzie bliżej wyborców i że będą je podejmować rozpoznawalni, realni politycy. Donald Trump może się komuś podobać lub nie, ale jest z pewnością odzwierciedleniem zmiany nastrojów w Ameryce. Jean-Claude Juncker żadnej zmiany nie uosabia.

Opcji jest wiele – od desygnowania w wyborach powszechnych przewodniczącego Rady Europejskiej po większą rolę parlamentów narodowych w tworzeniu prawa europejskiego. Otwieranie na nowo unijnych traktatów nie jest pozbawione ryzyka, ale utrzymywanie obecnego układu jest jeszcze bardziej niebezpieczne.

Budowany przez włoskiego wicepremiera Matteo Salviniego Europejski Sojusz Ludów i Narodów (EAPN), do którego przystąpiło francuskie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen oraz Alternatywa dla Niemiec, nawet ze wsparciem Partii Brexitu w Wielkiej Brytanii mógł według sondaży liczyć na maksymalnie 100 deputowanych w 751-osobowym Zgromadzeniu umiejscowionym w Strasburgu.

Mimo to wybory w 2019 r. są cezurą. Trzy najważniejsze stanowiska w unijnej centrali (szefa Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego) zajmowali dotąd chadecy, szefową dyplomacji była socjalistka, a prezesem Europejskiego Banku Centralnego – człowiek powiązany niegdyś z bankiem Goldman Sachs.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty