Przyłączyło się do niej, zazwyczaj społecznie, wielu Polaków w kraju i za granicą. A w sprawie, którą zaraz opiszę, świetną rolę odegrał olsztyński mecenas Lech Obara.
Akcja przeżywała wzloty i upadki. „Polskich obozów" jest mniej niż kiedyś, ale wciąż za dużo. Szczególnie dotkliwe są przypadki użycia tego nieprawdziwego zwrotu w Niemczech, gdzie autorstwo zbrodni Trzeciej Rzeszy nie powinno budzić wątpliwości. Wielka musi tam być też wrażliwość w kwestiach związanych z drugą wojną światową.
Niestety, o „polskich obozach" pisała nawet wielka niemiecka agencja DPA. Ona jednak szybko zmieniła skandaliczną depeszę i przeprosiła.
Inaczej zachowało się większe medium – publiczna telewizja ZDF. Wiele miesięcy stosowała uniki. Przeprosiny dla skarżącego ją byłego więźnia Auschwitz Karola Tendery (którego pełnomocnikiem jest mecenas Obara), nakazane najpierw przez polski sąd, zamierzała ukryć, tak by nikt do nich nie mógł trafić.
To się chyba zmieni, bo wyrok w tej sprawie wydał w ubiegłym tygodniu niemiecki sąd drugiej instancji w Koblencji. W orzeczeniu padły słowa, na które czekaliśmy od dawna. Czytelnik czy telewidz, słysząc „polski obóz", może uznać, że nie chodzi o geograficzną lokalizację, lecz o to, że był on utworzony i prowadzony przez Polaków. A to kłamstwo. Właśnie geografią najczęściej tłumaczyły się media.