Pewnie prawie nikt nie wie, jakie państwo kończy 30 czerwca swoje przewodnictwo w Unii Europejskiej (podpowiedź: Chorwacja). Prawie wszyscy się natomiast dowiedzieli lub zaraz dowiedzą, kto zaczyna je sprawować 1 lipca. Można się boczyć, można stawiać pytania o to, czy wielkość ma znaczenie, ale tak czy owak wiadomo, że Niemcy są we Wspólnocie najważniejsze. Gospodarczo, politycznie. I jako trendsetter. Przez najbliższe pół roku będą grały tę rolę jeszcze ze specjalnym logo: eu2020.de.

Będzie się to działo w pandemicznych, czyli najtrudniejszych warunkach, z jakimi Wspólnota Europejska miała kiedykolwiek do czynienia. Najtrudniejsze warunki, najbardziej dotkliwy kryzys to jednocześnie najodpowiedniejsze warunki do pokazania, że bez Niemiec przyszłość UE nie rysowałaby się kolorowo. A może nie rysowałaby się w dłuższej perspektywie w ogóle.

Nie wynika to z tego, że Niemcy – w przeciwieństwie do innych czołowych krajów starej Unii, tej zjednoczonej od paru pokoleń – nie myślą o własnych interesach. Oczywiście myślą o nich, głównie i przede wszystkim o nich. Ale w ich przypadku podstawą tych interesów jest utrzymanie wspólnoty: Zachodu, Południa i Wschodu. Starej Europy i nowej, dawniej postkomunistycznej. Całe szczęście, że tak nadal jest. Całe szczęście, że kilkanaście lat po rozszerzeniu Unii na Wschód powiązania gospodarcze i społeczne tego Wschodu z Niemcami są tak silne. Najlepszy przykład: obroty Polski, Czech i Węgier z Niemcami są teraz o niemal 90 mld euro większe (i o 50  proc. większe) niż Francji z Niemcami. A te trzy kraje Grupy Wyszehradzkiej nie mają przecież europejskiej waluty.

Interesy polskie bywają sprzeczne z niemieckimi, a historia wciąż bardziej dzieli, niż powinna – co obciąża głównie Berlin, niesłusznie przekonany, że rozliczył przeszłość. Ale poza dalekimi i oddalającymi się coraz bardziej Stanami Zjednoczonymi – nie ma innego dużego państwa, o którym można myśleć jako trwałym sojuszniku Polski. Inni duzi w Europie mogą czasem sprawiać wrażenie bardziej atrakcyjnych, ale warto, jak to w życiu, patrzeć nie tylko na ładne oczy, uśmiech i zachwycać się elokwentnymi wywodami. Liczy się całokształt, rachunek wad i zalet. Niemcy mimo energetycznych flirtów z Kremlem, mimo samozadowolenia i mentorskiego zacięcia – wypadają najlepiej. Ich prezydencja powinna nas utwierdzić w tej opinii.