By wybory przeprowadzić poprawnie, potrzeba dobrej woli wszystkich stron. Tymczasem wszystko zmierza w kierunku kolejnego konfliktu. Proponowana przez PiS data 28 czerwca, co do której miał panować konsensus, coraz bardziej zaczyna wyglądać na pułapkę zastawioną na opozycję. Skrócenie wyborczego kalendarza (to nieco ponad pięć tygodni od dzisiaj) oznaczać będzie, że sztab Rafała Trzaskowskiego będzie miał raptem kilkadziesiąt godzin na zebranie 100 tys. podpisów. Taki wykręcający ręce największej partii opozycyjnej harmonogram słabo licuje z zapewnieniami PiS, że chce współpracy. A to wszak od opozycji zależy, kiedy ustawa wróci z Senatu i czy znów wszystko będzie się działo na ostatnią chwilę. Jeśli opozycja odpowie PiS tym samym, kolejny kryzys mamy pewny.

Nie będzie się dało też przeprowadzić wyborów w komisjach wyborczych bez współpracy z samorządami, które przed 10 maja zostały potraktowane przez rządzących, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt elegancko. Dobrze, że rząd do negocjacji z prezydentami miast skierował pragmatyczną wicepremier Jadwigę Emilewicz, to ewidentnie gest w ich stronę, ale gesty nie wystarczą. Pani wicepremier musi mieć zgodę ze strony kierownictwa PiS, by – jeśli to będzie konieczne do kompromisu – spełnić również postulaty przedstawiane przez samorządowców czy pójść na ewentualne ustępstwa.

Problemem są też przepisy, na podstawie których odbywać się mają wybory. Choć eksperci podkreślają, że nowa ustawa jest o niebo lepsza niż pisana na kolanie ustawa o głosowaniu kopertowym, która ostatecznie wylądowała w koszu, i tak jest pełna raf konstytucyjnych. I znów potrzebna będzie otwartość ze strony PiS, by najpoważniejsze z wad usunąć i by później Sąd Najwyższy nie orzekł o nieważności wyborów przeprowadzonych na podstawie wątpliwych rozwiązań prawnych.

Tuż przed wyborami Jarosław Kaczyński w ostatniej chwili był gotów się wycofać, gdy zdał sobie sprawę, że wybory 10 maja zakończyłyby się blamażem jego partii i katastrofą dla państwa polskiego. Być może teraz powinien wyciągnąć wnioski i być gotowy na ustępstwa wcześniej, by wybory odbyły się w atmosferze zgody wszystkich sił politycznych zarówno co do daty, jak i zasad przeprowadzania głosowania.