Bielecki: Macron idzie w ślady Roosevelta

Wizja, pokora, ale przede wszystkim seria nowych inicjatyw społecznych - tak w 13-minutowym przemówieniu z Pałacu Elizejskiego Emmanuel Macron postanowił powstrzymać rewolucję “żółtych kamizelek”.

Aktualizacja: 11.12.2018 06:39 Publikacja: 10.12.2018 20:17

Bielecki: Macron idzie w ślady Roosevelta

Foto: AFP

To ma być "nowy kontrakt społeczny": jasne odwołanie do "new dealu" Franklina Delano Roosevelta, który wyprowadził na prostą zniszczoną przez kryzys lat trzydziestych Amerykę. Bo też zdaniem prezydenta Francja płaci dziś za 40 lat błędów i zaniechań, które zepchnęły na margines wielu jej obywateli.

Bardzo szybko, bo już od nowego roku, ma temu służyć seria nowych subwencji społecznych. Wzrośnie więc o 100 euro (do ok. 1,5 tys. euro miesięcznie) pensja minimalna brutto, nadgodziny nie będą opodatkowane podobnie jak jednorazowa premia wypłacona dla mniej zarabiających. Emeryci, którzy dostają mniej, niż 2 tys. euro, będą zwolnieni z wprowadzonej w ubiegłym roku większej składki. W kraju, w którym wydatki państwa są rekordowe w skali Europy a dług sięga 100 proc. PKB, trudno nie odnieść wrażenia, że to populistyczna próba kupienia przychylności Francuzów. Tym bardziej, że ma za tym pójść "refleksja" nad wprowadzeniem kolejnych form pomocy, np. dla dojeżdżających do pracy. 

Mimo wszystko prezydent nie wycofał się z bardzo kontrowersyjnej likwidacji podatku od wielkich fortun (IGF), bez czego jego zdaniem inwestorzy nie wrócą do Francji. Macron nie wycofał się też z planów przebudowy kraju. Najwyraźniej liczy, że nie tylko uspokoi nastroje, ale utrzyma zdolność do wprowadzenia kolejnych reform. Zapowiedział więc, ze zgodnie z wcześniejszymi planami w przyszłym roku zostanie przebudowany system emerytalny i zabezpieczeń dla bezrobotnych - rzecz potencjalnie bardzo wybuchowa. 

Szef państwa chce jednak pójść dalej. Choć nie wspomniał o przejściu z V do VI Republiki, to zasygnalizował konieczność wprowadzenia "bardziej sprawiedliwego" systemu wyborczego, co może oznaczać przejście do proporcjonalnej ordynacji wyborczej do parlamentu. To otworzyłoby znacznie więcej miejsca dla ugrupowań skrajnych - jak ruch Marine Le Pen. I byłoby początkiem przebudowy instytucji państwa, do których wielu Francuzów straciło zaufanie.

Ale wystąpienie prezydent miało tez sygnalizować zmianę stylu. Choć Macron nie powiedział słowa "przepraszam", to jednak przyznał, że wiele jego słów mogło zranić rodaków a on sam nie zwracał wystarczająco uwagi na los najgorzej usytuowanych Francuzów. Teraz ma się to zmienić w szczególności dzięki spotkaniom, jakie zamierza odbyć prezydent ze wszystkimi merami Francji.   

Jowisz, jak nazywali dotąd Macrona Francuzi z powodu jego aroganckiego stylu rządzenia, definitywnie zszedł więc na Ziemię. Ale czy to wystarczy, aby uratować prezydenturę, wcale nie jest pewne.

To ma być "nowy kontrakt społeczny": jasne odwołanie do "new dealu" Franklina Delano Roosevelta, który wyprowadził na prostą zniszczoną przez kryzys lat trzydziestych Amerykę. Bo też zdaniem prezydenta Francja płaci dziś za 40 lat błędów i zaniechań, które zepchnęły na margines wielu jej obywateli.

Bardzo szybko, bo już od nowego roku, ma temu służyć seria nowych subwencji społecznych. Wzrośnie więc o 100 euro (do ok. 1,5 tys. euro miesięcznie) pensja minimalna brutto, nadgodziny nie będą opodatkowane podobnie jak jednorazowa premia wypłacona dla mniej zarabiających. Emeryci, którzy dostają mniej, niż 2 tys. euro, będą zwolnieni z wprowadzonej w ubiegłym roku większej składki. W kraju, w którym wydatki państwa są rekordowe w skali Europy a dług sięga 100 proc. PKB, trudno nie odnieść wrażenia, że to populistyczna próba kupienia przychylności Francuzów. Tym bardziej, że ma za tym pójść "refleksja" nad wprowadzeniem kolejnych form pomocy, np. dla dojeżdżających do pracy. 

Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: „Pan jest członkiem”. Dlaczego Polaków nie wzrusza cierpienie polityków PiS?