Chciał siły Polski – tak w 2010 r. Jarosław Kaczyński wychwalał Edwarda Gierka. – On miał nawet ambicje dalej idące, takie mocarstwowe. Ja akurat to uważam za dobre – mówił Kaczyński, nazywając Gierka „komunistycznym, ale jednak patriotą".
Odkładając na bok rozważania, czy to fascynacja czy tylko wyborcza taktyka, faktem jest, że między epoką Gierka i Kaczyńskiego widać analogie. Nie chodzi tylko o wiarę w potęgę państwowego przemysłu. I wtedy, i teraz władza mocno rozbudziła apetyty Polaków. – Nie słuchajcie tego, co opowiadają, że się w Polsce nie da obniżyć wieku emerytalnego, że się nie da podnieść kwoty wolnej od podatku, bo się budżet zawali. To bzdury – słowa Andrzeja Dudy z sierpnia 2015 r. stały się mantrą rządów PiS. „Dało się" obniżyć wiek emerytalny, wprowadzić 500+, wypłacić ołówkowe, 13. emeryturę. Ekonomiści ostrzegali, ale budżet się nie wywracał, więc władza licytowała coraz wyżej, korzystając z koniunktury.
Po październikowych wyborach zmienia narrację. – Chcemy dokonać postępu i odeprzeć niebezpieczeństwa, które mogą się pojawić, np. związane z możliwym poważniejszym spowolnieniem gospodarczym, bo nie chcę używać słowa „kryzys" – mówił Jarosław Kaczyński podczas prezentacji zmian w rządzie. Prezes PiS dobrze pamięta, jak się skończyła gierkowska bonanza, i wie, że do wybuchów społecznych dochodzi, gdy rozbuchane w dobrych czasach oczekiwania rozbijają się o mur kryzysu.
Spowolnienie z Europy Zachodniej zbliża się do polskich granic. Wprawdzie gospodarka niemiecka, nasz główny partner, uniknęła recesji, ale cała strefa euro rosnąć będzie w słabym tempie, co odbije się na naszym eksporcie. Wydawało się przez chwilę, że jesteśmy odporni na spowolnienie, ale nowe dane rozwiały tę nadzieję. Sygnały z budownictwa świadczą o słabnącym tempie inwestycji, zwłaszcza infrastrukturalnych.
W tej sytuacji główną siłą napędową gospodarki pozostanie konsumpcja. Ale widać sygnały, że moc i tego silnika osłabnie. Tymczasem amunicję, której mógłby użyć do walki ze spowolnieniem, PiS wystrzelał jako fajerwerki w okresie koniunktury. Obciążony ogromnymi wydatkami budżet nie uniesie kolejnych, gdy przyhamuje wzrost dochodów z VAT czy podatków dochodowych. Stąd podwyżki akcyzy, próby zniesienia limitu składek ZUS i zakusy na część pieniędzy z OFE.