Po pierwszej fali koronawirusa wydawało się, że najgorsze minęło. Mówiło się o odbiciu w polskiej gospodarce, które miało przypominać literę V. Pod przykryciem wyborów prezydenckich, a później zawieruchy w koalicji rządzącej, jesienią koronawirus powrócił ze zdwojoną siłą. Skutki tego będziemy obserwować jeszcze długo w różnych statystykach gospodarczych, a kto wie, czy i nie w całym roku 2021, który – zgodnie z prognozami – miał być już powrotem do normalności.

Dane dotyczące polskiego PKB w III kwartale, które właśnie poznaliśmy, pokazują mocne odbicie od pandemicznego dna. „Wyniki krajowej gospodarki są jednymi z najlepszych w całej UE" – chwali się rząd. To prawda. Podobnymi wynikami w III kwartale mogą pochwalić się jedynie Litwini i Słowacy, a więc kraje mniejsze niż Polska. Choć nie ma jeszcze szczegółów, to można pokusić się o tezę, że na ten wynik zapracowali przede wszystkim eksporterzy wspierani przez słabszego złotego (nasza nadwyżka handlowa wciąż rośnie) i w miarę możliwości konsumenci. Najgorzej jest w obszarze inwestycji, czemu nie służą strach i niepewność. Swoje zrobiła też celna i hojna rządowa tarcza, która wsparła konsumentów i przedsiębiorców, zachęcając tych drugich do utrzymania zatrudnienia.

Teraz pytanie o dłuższy horyzont. Nie mamy pełnego lockdownu, jednakże w praktyce już on funkcjonuje i zapewne potrwa do świąt. Bez wątpienia IV kwartał znów będzie na minusie, a o odbiciu w postaci litery W (zwłaszcza długości drugiej części tej litery) zadecyduje czas naszego „zamrożenia". Zapewne najlepszy w roku, świąteczny kwartał pod kątem handlu będzie stracony. Co gorsza, to właśnie teraz, w apogeum pandemii, menedżerowie firm kończą prace nad budżetami na 2021 r., gdzie planują inwestycje, rozwój, koszty... To niedobra wróżba.

Niestety jesienią rządowa tarcza jest zdecydowanie skromniejsza, choć bardziej precyzyjna. Postojowe, zwolnienie z ZUS czy skromna pożyczka dla wybranych sektorów to za mało wobec skali problemów. Już kilka miesięcy temu można było usłyszeć w kręgach rządowych, że na systemową pomoc nie ma więcej środków, a dalsza emisja pieniądza może zbyt mocno osłabić złotego.

Nadzieją i sposobem na walkę z kryzysem miała być tarcza unijna, której Polska ma szanse stać się (przynajmniej na papierze) jednym z głównych beneficjentów. Jej zagospodarowanie i dystrybucja zaplanowane są na najbliższe miesiące. Na razie widać jednak więcej czynników ryzyka niż szans. Jednym z poważniejszych jest wymachiwanie – razem z premierem Węgier – szabelką i grożenie zawetowaniem budżetu unijnego na kolejne lata w przypadku powiązania wypłat z funduszy unijnych z praworządnością poszczególnych państw. Jedno jest pewne: jeśli to opóźni unijną tarczę lub zupełnie zablokuje dla Polski unijne środki, ekonomiści będą musieli znacząco obniżyć swoje prognozy wzrostu PKB dotyczące nie tylko przyszłego roku, a powrót do normalności nad Wisłą znacznie się wydłuży.