Walka z koronawirusem staje się pretekstem do ograniczeń praw jednostki. Potrzeba społecznego dystansowania sprawiła, że daliśmy się zamknąć w domach. Ale już zakaz wchodzenia do lasu został wyśmiany. Teraz władza planuje regulacje mające uchronić przecenione krajowe spółki przed przejęciami przez zagraniczne fundusze łase na polskie know-how i pozycję rynkową. Jest w tym ziarno racjonalności, ale gdy rząd zaczyna ingerować w prawa własności, w taki czy inny sposób je ograniczając, trzeba mu patrzeć na ręce.

Polskie firmy pod wpływem obaw przed skutkami pandemii tanieją. We wtorek, dzień po tym, jak w USA kontrakty na ropę zaliczyły lot nurkowy do minus 37 dol. za baryłkę, uświadamiając nam, że załamanie może być większe, niż sądzono, giełdy na świecie spadały. Mocno nurkował też WIG20, indeks wielkich firm z GPW. W rok spadł już o jedną trzecią.

Tanie akcje to często okazja do przejęć. Zakupy firm na świecie ruszą, gdy krajobraz przejaśni się po pandemii. Pomoże im tani pieniądz lejący się szerokim strumieniem z banków centralnych. To właśnie nakręciło przejęcia po kryzysie 2008 r. Ale na GPW nie były one masowe, przypominały raczej wydłubywanie rodzynków, a najbardziej spektakularne przeprowadził poprzez swoje spółki Skarb Państwa (np. repolonizacja Pekao po tym, jak podatek bankowy zdołował perspektywy sektora). Teraz rząd planuje stworzenie mechanizmu długoterminowego wstrzymania notowań zdołowanych akcji. Oby ta możliwość nie wywołała „wyprzedzającej" ucieczki inwestorów. Podobny skutek może mieć wpisanie branży czy firmy na listę chronionych przed przejęciami.

Władza będzie się tu powoływała na przykład Niemiec, które zaostrzają regulacje, chcąc wetować przejęcia mogące kolidować z interesem tamtejszej gospodarki. Warto jednak zauważyć, że chodzi o blokowanie przejęć przez inwestorów spoza UE, głównie z Chin. Europejscy korzystają z unijnej swobody przepływu kapitału. Chińscy zaś chętnie robią zakupy brakującego know-how, podczas gdy Pekin strzeże dostępu do ich własnego rynku.

Polskim władzom Chiny jawią się jako źródło kapitału, inwestycji i politycznego wsparcia. Zatem nie o ochronę przed nimi tu chodzi. I tym ostrożniej trzeba patrzeć na nowe przepisy. Bo ograniczenie praw własności to rzecz poważniejsza od zakazu spacerów w lesie.