W dniu, w którym rzecznik prezydenta uspokajał, że państwo „funkcjonuje normalnie w sensie konstytucyjnym", sądy w całym kraju otrzymały z Ministerstwa Sprawiedliwości pismo, w którym zalecono m.in. „wstrzymanie wyznaczania terminów rozpraw i posiedzeń na miesiąc kwiecień, poza sprawami pilnymi", obywatele mieli zakaz gromadzenia się w grupach większych niż 50 osób nawet w przypadku tak wyjątkowych uroczystości rodzinnych jak pogrzeby czy wesela, praktycznie zakazano obrzędów religijnych, ograniczając do 50 osób dozwoloną liczbę uczestników, duża część firm dostała bezterminowy nakaz całkowitego wstrzymania działalności pod groźbą kary więzienia, a wyborczy rywale urzędującego prezydenta nie mają jak zbierać wymaganych 100 tys. podpisów pod swoimi kandydaturami, bo narodowa kwarantanna. A nawet jak zbiorą, nie mają jak prowadzić kampanii wyborczej, bo bezterminowy zakaz organizowania większych zgromadzeń uniemożliwia planowanie czegokolwiek. Rzeczywiście, państwo w sensie konstytucyjnym działa normalnie. Jeśli nie liczyć tych „drobnych" ograniczeń kluczowych swobód obywatelskich, religijnych, politycznych i gospodarczych.




Sytuacja tak bardzo premiuje jedynego kandydata, który ma techniczne możliwości i wiarygodny pretekst do prowadzenia regularnej kampanii wyborczej – nie oszukujmy się, że gospodarska wizyta w fabryce Orlenu była czymś więcej – że może partii rządzącej podpowiadać, by zignorować apele o wprowadzenie stanu nadzwyczajnego i przełożenie wyborów prezydenckich, choć płyną przecież nie tylko ze strony opozycji. Władza przekonana, że obecny prezydent musiałby „przejechać na pasach ciężarną zakonnicę", podejmuje jednak ogromne ryzyko, bo zakonnica może jeszcze nie zbliża się do pasów, ale na pewno czai się gdzieś w pobliskich krzakach.

Po początkowej mobilizacji wkrótce nie będzie śladu, zwłaszcza jeśli systematycznemu wzrostowi liczby zarażonych towarzyszyć będzie nieuchronny spadek mocy przerobowych personelu medycznego, a z marcowymi wypłatami wszyscy odczujemy realne straty, których nie zniweluje żadna „tarcza antywirusowa", bo jako państwa po prostu nas nie stać na przejście epidemii w sposób nieodczuwalny dla portfeli i poczucia bezpieczeństwa. Bezwzględna kampania wyborcza w czasie, gdy ludzie będą drżeć o przyszłość swoich rodzin i firm, to nie jest coś, co da się łatwo wygrać. Do 10 maja nawet sympatycy obecnego prezydenta zdążą się przekonać, jak bardzo nieprzygotowane do tego kryzysu było nasze państwo, a wtedy różnie być może.