Plan jest taki, że towary, które znajdą się w portowych magazynach nie będą clone, ponieważ najczęściej będą eksportowane. Mogą też być magazynowane surowce z których, bez opodatkowania, produkowano by towary na eksport. Był to jeden z pomysłów premiera Borisa Johnsona lansowany podczas jego kampanii wyborczej. Teraz jest to już projekt rządowy, który ma być realizowany.
Czytaj także: Brytyjski rząd obawia się paniki
Służby bezpieczeństwa i opozycja jednak ostrzegają, że takie posunięcie nie przysporzy miejsc pracy, natomiast równa się szerokiemu otwarciu drzwi dla pralni pieniędzy i przestępców podatkowych. — Dla nas będzie to szansa na wzrost gospodarczy napędzany inwestycjami, innowacjami i stworzeniem wartościowych miejsc pracy — mówi Rishi Sunak, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. O status obszarów wolnocłowych mogą starać się po brexicie także brytyjskie lotniska.
Do stworzenia tego projektu Brytyjczycy powołali firmę doradczą Freeports Advisory Panel, która zatrudni między innymi doświadczonych doradców podatkowych. Generalnie jednak chodzi o to, aby do minimum ograniczyć biurokrację, a zniżkami podatkowymi zachęcić firmy do inwestycji w produkcję.
"Ułatwienia dla oszustów"
Opozycja krytykuje ten projekt. Barry Gardiner, minister handlu w gabinecie cieni jest przekonany, że wolne porty będą jedynie zachętą dla wszelkiej maści oszustów, zwłaszcza dla pralni pieniędzy. — Tu nie chodzi o inwestycje i wzrost gospodarczy, ale zwykłe wprowadzenie ułatwień dla oszustów — uważa Gardiner. Jego zdaniem takie rozwiązanie doprowadzi również do sytuacji, kiedy firmy będą zamykały produkcję gdzie indziej, i przenosiły ją tam, gdzie nie zapłacą podatków i będą mogły mniej płacić pracownikom. — Czy za tym właśnie głosowali Brytyjczycy wybierając ten rząd? Z pewnością nie chodziło im o zagrożenie dla poziomu życia i podwyżek płac dla szefów wielkich firm — mówił Gardiner.