"Polityka": Podwójna tożsamość prezesa

Sensacyjna przedwyborcza „Polityka" Patryka Vegi to w większości udana szarża na polskich dygnitarzy i ich hipokryzję.

Aktualizacja: 05.09.2019 06:44 Publikacja: 04.09.2019 18:33

Andrzej Grabowski i Maciej Stuhr jako prezes i jego młody fizjoterapeuta. „Polityka” już na ekranach

Andrzej Grabowski i Maciej Stuhr jako prezes i jego młody fizjoterapeuta. „Polityka” już na ekranach

Foto: Kino Świat

Początek produkcji o premier Beacie Szydło robi wrażenie paździerza gorszej jakości niż polska polityka, którą film miał zachwiać. Amatorski jest scenariusz, aktorstwo, kostiumy, reżyseria, w tym gra statystów. Zwłaszcza po tyle spektakularnym, co dętym medialnym serialu, w którym reżyser „Pitbulla" pokazał, jak montuje film w ukryciu za granicą, obawia się o karierę i walczy z cenzurą.

Ale im bardziej film staje się metaforą, tym bardziej jest co oglądać!

Gorset władzy

W filmie podzielonym podtytułami na rozdziały najlepsze są dwa: „Prezes", poświęcony Jarosławowi Kaczyńskiemu, który przewija się jako szara eminencja przez cały film, oraz „Ale to już było" o trwającej właśnie kampanii wyborczej.

Na początku Kaczyński grany przez Andrzeja Grabowskiego, któremu dodano piwne tęczówki, jest beznamiętnym cynikiem z nieruchomą gipsową maską zamiast twarzy. Wydaje polecenia, monitoruje przebieg wewnątrzpartyjnych skandali i decyduje o tym, kiedy zakończyć karierę polityka, gdy nadmiernie kompromituje partię. Prowokuje premier Szydło, by pokazała pazurki i pamiętną kwestią „Nam należały się te pieniądze" doprowadziła do swojego politycznego upadku.

Dramaturgicznym pomysłem godnym uwagi jest dopiero zajrzenie za polityczną i medialną maskę Kaczyńskiego, gdy kontuzja nogi wymusza spotkania z fizjoterapeutą, granym świetnie przez Macieja Stuhra. W żywiącym się obyczajowymi plotkami filmie bohaterowi Grabowskiego na wieść o spotkaniach z młodszym mężczyzną perwersyjnie błyska oka, co zrodzi oczywiście wiele domysłów, a potem jest jeszcze sekwencja, gdy młody mężczyzna i prezes wpadają sobie w ramiona, by szybko wycofać się z nazbyt swobodnego zachowania.

Ważniejsze od homoseksualnych dwuznaczności jest filmowe znalezienie sposobu na to, by prezesa, o którego poczuciu humoru krążą anegdoty, wyzwolić z ciasnego gorsetu władzy. I to się udaje. Razem z fizjoterapeutą prezes jest wyluzowany, ogląda rodeo, a nawet urywa się ochroniarzom na spacer, by puszczać nad Wisłą, nomen omen, kaczki.

To jeden z najlepszych momentów „Polityki". Prezes wraca do „chłopackiego" nastroju dzieciństwa i wspomina tragicznie zmarłego brata. Jednak nie pozwala sobie ani na rozpacz, ani na wesołość, bo musi wracać na posiedzenie klubu. Wtedy scenarzysta Olaf Olszewski z Vegą tworzą scenę, której nie powstydziliby się najlepsi polscy reżyserzy teatralni z Lupą na czele. Na drodze prezesa staje tłum przestrzegający przed dyktaturą Kaczyńskiego, a on musi ukryć swoją tożsamość pod maską... Jarosława Kaczyńskiego, jaką noszą demonstranci.

Gdy prezes wygłasza zjadliwy monolog pełny uprzedzeń do Europy, imigrantów lewicy, LGBT, staje się karykaturą swojej politycznej demagogii i socjotechniki. Człowiekiem o podwójnej, pełnej sprzeczności osobowości, który wyrzeka się swojego lepszego ja dla gorszego wcielenia.

Schabowe na pokaz

Rozdział „Ale to już było" już samym tytułem odnosi się ze sceptycyzmem do obecnej opozycji i powrotu Platformy Obywatelskiej do władzy. Jej politycy z obawy przed wpadką zamiast ośmiorniczek zamawiają kotlety schabowe, zbierają materiały kompromitujące ludzi PiS, ale też wycinają się wzajemnie w walkach o wyższe miejsca na politycznych listach. Mówią, że kampania wyborcza to licytacja na kłamstwa i frazesy, zaś polityka to biznes i źródło dodatkowych dochodów.

W tak sportretowane środowisko opozycji wprowadzona zostaje fikcyjna postać politycznego naturszczyka. Ma być gwiazdą listy wyborczej tylko dlatego, że padł ofiarą jednego z licznych wypadków wywołanych przez kolumnę rządową i powiedział w mediach, co o tym myśli.

W tej roli wystąpił Daniel Olbrychski, a Patryk Vega skorzystał z jego filmowej legendy. Olbrychski gra nauczyciela historii na emeryturze, ale i romantyczne sumienie narodu, człowieka niezłomnego, wiernego sobie, korzystając ze wszystkich kontekstów aktorskich kreacji z filmów Andrzeja Wajdy i Jerzego Hofmanna. Gdy po wypadku jest zmuszany przez policję do składania obciążających go zeznań, ma na głowie opaskę z bandaża i staje się nowym wcieleniem Kmicica. A w nowo wybranym Sejmie gra spadkobiercę tradycji Reytana. Nie chce dopuścić, by polska władza ponownie gardziła ludźmi, uczyła nienawiści, szczuła na innych i zajmowała się własnymi sprawami.

Monologowi Olbrychskiego towarzyszy skandalizujący gest, a Vega pozwolił sobie na ryzykowną prognozę wyniku wyborów, ale najistotniejszy jest protest przeciwko kłamstwu, hipokryzji i nienawiści, które zawładnęły polską polityką.

Film zyskuje, gdy oglądamy dobrych aktorów. Świetna jest Iwona Bielska jako Krystyna Pawłowicz. Dobre wprowadzenie robi Zbigniew Zamachowski w rozbudowanej roli toruńskiego redemptorysty. Znakomicie gra język ojca Rydzyka, również ten ciała, który pozwala się komunikować z wyznawcami i politykami, bo przecież słowa nie mają żadnego sensu. Bełkot jest nacechowanym politycznie komunikatem, który ma uruchomić odpowiednie decyzje i reakcje. I sprawia, że premier karnie stawia się w Toruniu.

Seks w Sejmie

Vega dokładnie wylicza, ile ministerstw wspiera toruńskie imperium milionowymi dotacjami, których zawsze jest mało. A pokazał też, jak toruński duchowny steruje karierami wychowanków swojej uczelni i plasuje ich na ważnych rządowych stanowiskach.

Jednym z beneficjentów jest były już obecnie dyrektor gabinetu ministra obrony i trzeba przyznać, że w tym wątku Vega wykonał polityczną szarżę. Pokazuje butę, bezczelność, chamstwo, plamienie honoru polskich żołnierzy, seks, korupcję w przemyśle obronnym, a nawet wciąganie koki, w czym bierze udział również pan minister. Narkotyk zaś budzi homoseksualne fantazje.

Równie pikantna jest część poświęcona innemu politykowi PiS, który bronił polskiej rodziny, grzmiąc przeciwko islamowi, LGBT i miał założyć partię ojca Rydzyka. Tyle tylko, że zdradził żonę z, pardon, katolicką seksmodelką.

Początek produkcji o premier Beacie Szydło robi wrażenie paździerza gorszej jakości niż polska polityka, którą film miał zachwiać. Amatorski jest scenariusz, aktorstwo, kostiumy, reżyseria, w tym gra statystów. Zwłaszcza po tyle spektakularnym, co dętym medialnym serialu, w którym reżyser „Pitbulla" pokazał, jak montuje film w ukryciu za granicą, obawia się o karierę i walczy z cenzurą.

Ale im bardziej film staje się metaforą, tym bardziej jest co oglądać!

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata
Film
Mastercard OFF CAMERA: „Dyrygent” – pokaz specjalny z udziałem Andrzeja Seweryna