„Smarzowski po raz kolejny udowodnił, że potrafi celnie diagnozować naszą rzeczywistość i nazywać rzeczy po imieniu, unikając zbędnej dyplomacji i kunktatorstwa. Filmem „Kler” trafił idealnie w odpowiedni czas i miejsce, wyraził to, co od wielu lat zamiatane pod dywan, zdawało się niemożliwe do wyciągnięcia — stwierdzili w laudacji członkowie kapituły. Podkreślili jednocześnie, że film nie jest jednostronny, a jego bohaterowie są postaciami wielowymiarowymi.
„Kler” niesie wielką wiarę, nie tę kościelną, ale wiarę w siłę kina i moc oddziaływania filmu — napisali dalej reżyserzy w laudacji. — Za kilka lat będziemy mogli zobaczyć jego efekty. Nie tylko w języku, gdzie na pewno na zawsze zagości powiedzenie „złote a skromne”, ale również w świadomości Polaków, którzy otworzyli oczy i dzięki "Klerowi" zobaczyli, że król jest nagi”.
„Kler” już sprowokował dyskusję na temat kondycji Kościoła i pedofilii wśród księży. Film w polskich kinach obejrzało 5,5 miliona widzów, a warto podkreślić, że nie był to tytuł, na który, jak na ekranizacje Sienkiewicza czy Mickiewicza, chodziły szkoły.
W finale tegorocznej edycji Nagrody im. Krzysztofa Krauze znalazły się też: „Fuga” Agnieszki Smoczyńskiej i „7 uczuć” Marka Koterskiego.
Nagroda przyznawana została w tym roku po raz czwarty. Jej laureaci dostają obraz Kasinatha Chauhana, malarza-prymitywisty, hinduskiego Nikifora. Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze odkryli jego twórczość podczas pobytu na festiwalu filmowym w Pune. Niepiśmienny pucybut sprzedawał swoje malowane na pudełkach po butach obrazki pod sklepem obuwniczym Baty. Dzisiaj są one wystawiane w poważnych galeriach sztuki na całym świecie.