Zacznijmy zatem od polskiego pianisty, choć on nie jako pierwszy pojawił w czwartek na estradzie Filharmonii Narodowej. Szymon Nehring, który obecnie studiuje w amerykańskim Yale, w Polsce nie bywa ostatnio zbyt często, zawsze zatem jest oczekiwany z zainteresowaniem.
Ten festiwalowy występ wydaje się potwierdzać, że 23-letni Szymon Nehring postrzegany dotąd jako pianista z talentem i o dużych umiejętnościach, zaczyna ujawniać coś, czego nieco mu dotąd brakowało: wyrazistą, własną osobowość.
II Koncert Beethovena ozdobił teraz radosną lekkością, ładnym krystalicznym dźwiękiem, a jednocześnie była w tej interpretacji zadziorność oraz pewna przekora, dodająca muzyce nowych znaczeń. Efektownie też wzbogacił ją mocniejszą i ciemniejszą w barwie solową kadencją, wieńczącą pierwszą część II Koncertu. I gdyby tylko zaistniało większe porozumienie między solistą a towarzyszącą mu orkiestrą całość byłaby jeszcze bardziej błyskotliwa.
Izraelska orkiestra istnieje od 35 lat i sądząc po składzie wielu jej muzyków związanych jest z nią od dawna. Dla kameralnych zespołów taka stabilność ma kolosalne znaczenie, o czym można się było przekonać podczas rozpoczynającego występ Divertimenta Beli Bartóka. Zostało zagrane bardzo szlachetnym dźwiękiem, co ważne, gdy muzykę kreują wyłącznie instrumenty smyczkowe. Avner Biron, założyciel i dyrygent Israel Camerata Jerusalem, ukazał zaś bogactwo tematów, może nawet zbytnie jak na tak skromną formę muzyczną.
Ciekawym utworem okazał się „Al Naharat Bavel” Marca Lavry’ego, kompozytora o fundamentalnym znaczeniu dla muzyki izraelskiej. Ten artysta o momentami tragicznym życiorysie, osiadłszy w połowie lat trzydziestych XX wieku w Palestynie, wykorzystywał w swej twórczości żydowską tradycję, czego dowodem jest i ta kompozycja. Potrafił to jednak czynić w sposób nieoczywisty i niebanalny.