Przeżyjmy to jeszcze raz: znikające mieszkania i prezes

W ostatnich latach deweloperzy oddawali 80–100 tys. lokali rocznie. Może i statystycznie poważne incydenty stanowią promil na rynku, ale dla poszkodowanych osób stawką są ogromne pieniądze i nerwy.

Aktualizacja: 13.09.2019 09:23 Publikacja: 12.09.2019 17:39

Przeżyjmy to jeszcze raz: znikające mieszkania i prezes

Foto: ROL

Mieszkania na ostatnim piętrze były, ale zniknęły, za to lokale na przedostatnim piętrze raptownie się rozrosły. Część klientów dewelopera wpłaciła pieniądze – ale zakupiony produkt już nie istnieje, część jest zmuszana do dopłacenia za dodatkowe, niezamawiane metry kwadratowe. Z powodu zamieszania wokół piętra-widma nabywcy lokali na pozostałych kondygnacjach nie mogą się wprowadzić – cały budynek nie ma bowiem pozwolenia na użytkowanie.

Słowem, czeski film, ale nie w czeskiej Pradze, tylko na warszawskiej Pradze-Południe. Nikomu nie jest jednak do śmiechu. Nikt też nie poczuwa się do odpowiedzialności za patową sytuację, a kontakt z prezesem deweloperskiej firmy jest – rzecz jasna – utrudniony.

Jeśli inwestor próbował obejść przepisy i liczył, że uda mu się przepchnąć kolanem dodatkowe piętro – zwłaszcza że mieszkania zostały już sprzedane – powinien ponieść surowe konsekwencje. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że trwająca od kilu lat mieszkaniowa gorączka i ponad pół dekady obowiązywania ustawy deweloperskiej (rachunki powiernicze, dzięki którym nieuczciwy deweloper nie może uciec z pieniędzmi) uśpiły czujność.

W boomie za stawianie bloków mieszkalnych bierze się każdy, chociaż to skomplikowany formalnie proces – czasem kłopoty nie muszą wynikać z cwaniactwa, tylko z braku doświadczenia. Do zakupu idącego w setki tysięcy złotych, często wiążącego się z zaciąganiem kredytu na dekady, warto bardzo dobrze się przygotować.

Jaką historię i doświadczenie ma deweloper? Na co pozwala plan zagospodarowania w danym obszarze? Czy przy haśle „tylko 15 minut do centrum" nie ma dodanej drobnym drukiem informacji, że chodzi o noc z soboty na niedzielę, a nie poranny szczyt w tygodniu?

Rzecz jasna od stosownych organów należy oczekiwać, że wszystkie trudne przypadki zostaną szybko wyjaśnione, by nabywcy mogli wprowadzić się do opłaconych mieszkań lub odzyskać pieniądze, a nie tkwić w kosztownym zawieszeniu przez lata.

Mieszkania na ostatnim piętrze były, ale zniknęły, za to lokale na przedostatnim piętrze raptownie się rozrosły. Część klientów dewelopera wpłaciła pieniądze – ale zakupiony produkt już nie istnieje, część jest zmuszana do dopłacenia za dodatkowe, niezamawiane metry kwadratowe. Z powodu zamieszania wokół piętra-widma nabywcy lokali na pozostałych kondygnacjach nie mogą się wprowadzić – cały budynek nie ma bowiem pozwolenia na użytkowanie.

Słowem, czeski film, ale nie w czeskiej Pradze, tylko na warszawskiej Pradze-Południe. Nikomu nie jest jednak do śmiechu. Nikt też nie poczuwa się do odpowiedzialności za patową sytuację, a kontakt z prezesem deweloperskiej firmy jest – rzecz jasna – utrudniony.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację