Nie wierzę tym, którzy zasłaniają się, że „Platforma to i tamto". Porządny człowiek nie może chyba popierać zachowań, które uważa za złe, tylko dlatego, że „inni też tak robią".

Nie wierzę tym, którzy głośno milczą, bo boją się – nie atakując przecież ludzi – po prostu odnieść się do pomysłu kampanii za 19 mln zł („Sprawiedliwe sądy") i powiedzieć „to zła droga". Przecieram oczy ze zdumienia. Zbyt dużo wypiliśmy piwa po klubach, zbyt dużo żeśmy się nagadali o nowym i dobrym państwie, IV Rzeczypospolitej itd. Czy naprawdę życzymy sobie państwa, w którym każda kolejna partia może promować swój program i polemizować z przeciwnikami za publiczne środki? Bo chyba starzy znajomi nie uważają, że dzisiejszy obóz władzy przetrwa wiecznie? Czy mądrym ludziom nie wystarczy wyobraźni, by pomyśleć o naszej skołatanej ojczyźnie kilkanaście lat do przodu?

I jeszcze jedno. Tu nie chodzi o kruczki prawne, że Polska Fundacja Narodowa „może działać w kraju". Intencja była jasna. Kapelusz podstawiony państwowym firmom miał się napełnić – tak to zostało powszechnie zrozumiane – na przykład po to, by w Ameryce wydać nowe książki o historii Polski, by zorganizować seminarium o tym, jak przedstawiać Polskę w muzeach historycznych na świecie, by poprawić ekspozycję o zamordowanych księżach w Stutthofie, by założyć jeszcze jedne polskie studia, jak ostatnio te w Cambridge (dobry ruch Ministerstwa Nauki), by naprawić więcej nagrobków na Cmentarzu Łyczakowskim, by raz jeszcze pokazać w najlepszych galeriach świata Abakanowicz czy Tarasewicza.

Można jeszcze wycofać się z akcji – te pieniądze tak wydane nikomu szczęścia nie dadzą. Można unarodowić Fundację Narodową. Można zaprosić do jej rady autorytety nauki i kultury, jak Andrzej Nowak czy Michał Kleiber. Można pozwolić tym, którzy się do Fundacji wzięli, zrobić coś wielkiego dla Polski. Przecież tak miało być...