Ale krzykacze o tym nie wiedzą, nieprzejednanie ufając potędze natężonych gardeł. Przeciwieństwem krzyku jest cisza. Tylko prostactwo uważa, że cisza jest niema. Ich wiara jest tyleż warta, co ufność w perswazyjną moc wrzasku.
Bo cisza mówi szeptem, ale może jeszcze więcej mówi milczeniem; krótsze lub dłuższe chwile milczenia współtworzą każdy przekaz, nadają mu moc i rangę. Ale nie słychać ich w powszechnym zgiełku, do którego już przywykliśmy. Tylko w ciszy można usłyszeć jedyne i nieodwołalne Słowo, które staje się ciałem. Jeśli nawet ktoś z nas je sformułuje i wypowie, nie zostanie usłyszany. Mądremu biada.
Wiedział to już prawie pół tysiąca lat temu Erazm z Rotterdamu, pisząc swoją wiekopomną „Pochwałę głupoty". Bo jest ona córką wrzasku i tylko głupcy przekrzykują się daremnie, obojętnie czy to fałszywi prorocy, populistyczni naciągacze czy internetowi hejterzy.
Tylko imbecyl wierzy w decybele. Mądrość przemawia szeptem, dlatego beztrosko lekceważymy jej głos. Jeśli ogłusza nas jazgot rozkrzyczanego proroctwa, znaczy tylko, że od Złego pochodzi. Zwłaszcza Bóg – jeśli w ogóle do nas przemawia – to szeptem i w głębokiej ciszy.
Czy możliwe jest odzyskanie ciszy? Jak wyzbyć się butnej pychy wrzasku i zaznać uważnej pokory milczenia? W świecie postprawdy jazgot jest substytutem słuszności. Kto głośniej krzyczy o patriotyzmie, jest lepszym Polakiem.