Brak dokładnych statystyk, ale znawczyni tematu prof. Eileen Kane ocenia, że spośród 40-milionowej populacji europejskich muzułmanów co roku w pielgrzymce do Mekki uczestniczy co najmniej 100 tys. wyznawców i liczba ta stale rośnie. Rosłaby zresztą nawet przy zupełnym zaniku masowej migracji, choć wolniej.

Jednak o ile można mówić o nowych europejskich muzułmanach, o tyle jakiegoś nowoeuropejskiego islamu właściwie jeszcze nie ma. Tareq Oubrou, pisarz, kawaler Legii Honorowej i imam z francuskiego Bordeaux, ocenia, iż większość jego kolegów po fachu to duchowni wykształceni za granicą, głównie w krajach arabskich. To zaś oznacza, że ich nauczanie nie pasuje do europejskiej specyfiki. Należy oczywiście założyć, że radykalny dżihadyzm jest marginesem, problem jednak i tak istnieje. Zagranicznemu wykształceniu trudno się przy tym dziwić. Międzynarodowe rankingi wymieniają tylko jeden duży, akredytowany muzułmański uniwersytet w Europie Zachodniej – Islamski Uniwersytet w Rotterdamie. A wydaje się, że otwierając się bardziej na imigrację, Europa sądziła, że jej muzułmańscy obywatele szybko się zsekularyzują, bowiem to sekularyzm był dla niej pieśnią przyszłości.

Co ciekawe, na krótkowzroczność podobnych koncepcji zwrócił uwagę już myśliciel, który uważany jest za intelektualnego ojca nowoczesnej demokracji – Alexis de Tocqueville. Po wizycie w kolonialnej Algierii napisał on: „Powiadają, że namiętności, które inspiruje Koran, są wrogie i dobrze byłoby pozwolić im zaniknąć z powodu przesądów i niedouczenia, z braku prawników i duchownych. Takie zamysły są bardzo nierozważne. Tam, gdzie namiętności religijne poruszają ludzi, zawsze znajdzie się ktoś, kto je wykorzysta, by przewodzić. Jeśli pozwolić na zanik naturalnej i uporządkowanej interpretacji religii, oddaje się kontrolę nad nią fanatykom i uzurpatorom". To zadziwiające, ale słowa te pochodzą z roku 1847.

Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego