„My tylko wypełniamy wolę suwerena" – mówią oni, wprowadzając w życie różne kuriozalne pomysły, uchwalając koślawe prawo czy w inny sposób szkodząc gospodarce. Ten pozornie sprytny sposób tłumaczenia wyszedł im właśnie bokiem. Suweren rzeczywiście przemówił. I to tak, że lepiej byłoby dla niektórych nigdy się do jego woli nie odwoływać.
Na potrzeby „Rzeczpospolitej" przeprowadzono bowiem sondaż dotyczący priorytetów programowych, jakie powinny mieć partie ubiegające się o mandat wyborców. Na pierwszym miejscu znalazła się... sytuacja w ochronie zdrowia! Aż 78 proc. ankietowanych zaznaczyło tę właśnie odpowiedź!
Ochrona zdrowia w Polsce szwankuje od lat, wręcz dekad. Politycy albo niczego nie pojmują, albo są wyjątkowo nieudolni. Przeprowadzane są kolejne reformy, które... niczego nie poprawiają. Ostatni choćby przykład – sieć szpitali. Najwyższa Izba Kontroli przygotowała właśnie raport na temat jej efektów. Są zerowe. Nie rozwiązano żadnego palącego problemu. Za to zadłużenie szpitali bije kolejne rekordy. Gdyby zmiany w takim stylu wprowadzano np. za Kazimierza Wielkiego, to mówiono by o tym władcy: „zastał Polskę drewnianą, a zostawił paździerzową".
„Każdy się może pomylić" – powie ktoś w obronie autorów reformy. Nie, do diabła, po stokroć nie! Mylą się ci, którzy wkraczają na nowe obszary! Podejmują pionierskie decyzje! Naprawa ochrony zdrowia jest zaś wałkowana od lat! Pracodawcy RP oraz wiele innych organizacji, uznani eksperci ostrzegali, żeby nie pchać się w sieć zaprojektowaną tak, jak uczynił to rząd. Jak zwykle okazało się, że to fachowcy, nie urzędnicy, mieli rację.
To jednak żadna satysfakcja. Media co rusz zamieszczają poruszające relacje ze szpitali. Pacjenci czekają przez wiele godzin, a nawet dni, na poradę lub przyjęcie na odpowiedni oddział! Grozę budzą słowa przedstawicieli lekarzy medycyny ratunkowej. Obnażają oni sposoby zamiatania pod dywan problemu braku personelu. Na szpitalnych oddziałach ratunkowych mogą dziś pracować lekarze niemal dowolnej specjalizacji oraz pielęgniarki lub ratownicy w liczbie „wystarczającej", np. dwóch lekarzy i cztery pielęgniarki na 100 pacjentów. Bo tylko na taką obsadę szpital stać. Na papierze wszystko się jednak będzie zgadzać. Tyle że na szpitalnych korytarzach mogą przez to umierać ludzie.