Przed podobnie tragicznym wyborem stali przywódcy Powstania Warszawskiego tuż przed jego wybuchem. Już wiedzieli, że zachodni sojusznicy nie poprą zrywu Polaków. Oddać się dobrowolnie we władanie Sowietom? A co z nagromadzoną wolą walki rwącej się do zemsty młodzieży? Ma wybuchnąć jeszcze bardziej daremnym zrywem przeciw nowemu okupantowi? A może spróbować; wbrew zmowie mocarstw ustanowić w Warszawie spłacheć Wolnej Polski, postawić wszystkich przed faktem dokonanym?

Jak wybrali, wiadomo. Gdyby wybrali inaczej, może byłoby jeszcze gorzej... A nieco wcześniej we wrześniu 1939, jak było? Hitler czy Stalin? Niemiecka okupacja czy 17. republika? Wybrano honor. Skutki znamy.

A dzisiaj? Przyjąć uchodźców? Ale wtedy między wyrzuconymi z domów nieszczęśnikami prześlizgną się terroryści. Nie przyjąć: podepczemy tak solidarność, jak miłosierdzie.

Przykłady można mnożyć. Żołnierze Wyklęci: walczyć dalej ze świadomością, że walka jest daremna, czy przyjąć sowieckie jarzmo? Nie, to nie jest dylemat tragiczny, to jest tylko wybór mniejszego zła. Rzesze narodu wybrały życie w poddaństwie, aby następne pokolenia zrzuciły jarzmo, gdy okupant osłabnie. Podobnie jak wybór między ewolucją a rewolucją, którego też dokonały rzesze, mimo że niektórym marzyła się czystość Robespierre'a.

Wyboru mniejszego zła dokonują ludzie w całym świecie. Przed dylematami tragicznymi, z których nie ma sensownego wyjścia, stają zazwyczaj w tym nieszczęsnym miejscu, które dziewiętnastowieczny poeta nazwał „bożym igrzyskiem". Cała nasza mądrość, cała nasza – za przeproszeniem – „polityka historyczna" winna sprowadzać się do unikania takich dylematów.