Andrzej Malinowski: Budżet jak upały na biegunie

Gdyby wyprawę na biegun, obojętnie północny czy południowy, organizowali urzędnicy Ministerstwa Finansów, to zapewne zaleciliby jako obowiązkowe... plażowe klapki, szorty i hawajskie koszule. Absurd? Nie! Im wiecznie świeci słońce! Spójrzcie choćby, jak liczą dług publiczny!

Aktualizacja: 14.06.2020 22:25 Publikacja: 14.06.2020 21:00

Andrzej Malinowski: Budżet jak upały na biegunie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Zadłużenie państwa znacząco rośnie. Głównie z powodu działań antykryzysowych. Ze wszech miar potrzebnych. Nikt tego nie kwestionuje. Co innego system ich „księgowania". Krajowa metodologia liczenia wydatków daje fałszywy obraz finansów publicznych. Wydatki antykryzysowe są „wypchnięte" do funduszy, których ona po prostu nie obejmuje!

To tak, jakby sprawdzając temperaturę, używało się takiego termometru, w którym najniższy punkt skali to... plus 30°C. Urzędnicy patrzą na niego i mówią „OK, wystarczą klapki". Biorą się za budżet. Liczą i także mówią „OK. Jest w świetnej kondycji".

Tak nie jest. Na biegunie szklanka gorącej herbaty szybko zamienia się w kostkę lodu. Tak samo rośnie polski dług. Wydatki „Funduszu Przeciwdziałania Covid-19" (który także polska metodologia pomija) do końca maja wyniosły ponad 20 mld zł. W efekcie na półmetku roku saldo finansów publicznych jest na większym minusie niż na koniec 2019 r.!

Dzięki jednak metodologii, przypominającej „zmodyfikowany" termometr, budżet źle nie wygląda. Tak być nie powinno. Obywatele mają prawo znać prawdę. Wiedzieć dokładnie, jak wyglądają finanse państwa. To przecież pieniądze z naszych podatków!

Pracodawcy RP zaproponowali, aby przy okazji planowanych przez rząd zmian w ustawie o finansach publicznych poprawić zasady ich liczenia. Zastosować np. reguły bliższe unijnym. Według nich Polska zbliża się niebezpiecznie do barier ostrożnościowych. Przekroczenie ich to „czerwona kartka" dla budżetu. A to oznacza konieczność bezwzględnego ograniczenia deficytu.

Finanse państwa muszą być wreszcie przejrzyste. Musimy wiedzieć, ile pieniędzy jest w państwowej kasie. Czy wystarczy na ochronę miejsc pracy w firmach, umorzenia składek ZUS, kolejne emerytury ekstra, na bony turystyczne, na wielkie kanały itd. itp. A jeśli na wszystko nie wystarczy, to otwarcie powiedzieć sobie prawdę. Co jest niezbędne. Na co Polskę stać, a na co nie. Nie udawać przy tym, że możemy wszystko. To nie telewizyjna propaganda, tylko twardy rachunek ekonomiczny.

W styczniu pisałem o niebezpieczeństwach wynikających z pojawienia się „czarnego łabędzia". O tym, że jako państwo nie jesteśmy na niego w żaden sposób przygotowani. Takim „czarnym łabędziem" jest właśnie koronawirus. To wyjątkowo bolesne „sprawdzam". Jego skutki uderzą w finanse publiczne nie tylko w tym roku, ale i przez następne lata. I tej prawdzie trzeba wreszcie spojrzeć w oczy. Wypracować realny plan działania. Oparty na rzetelnych analizach, a nie kreatywnej księgowości.

Bo naprawdę wylądujemy w klapkach na śniegu.

Zadłużenie państwa znacząco rośnie. Głównie z powodu działań antykryzysowych. Ze wszech miar potrzebnych. Nikt tego nie kwestionuje. Co innego system ich „księgowania". Krajowa metodologia liczenia wydatków daje fałszywy obraz finansów publicznych. Wydatki antykryzysowe są „wypchnięte" do funduszy, których ona po prostu nie obejmuje!

To tak, jakby sprawdzając temperaturę, używało się takiego termometru, w którym najniższy punkt skali to... plus 30°C. Urzędnicy patrzą na niego i mówią „OK, wystarczą klapki". Biorą się za budżet. Liczą i także mówią „OK. Jest w świetnej kondycji".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację