Szczęśliwy naród. Do czasu

Wyniki wyborów europejskich wyraźnie pokazują, że większość Polaków czuje się szczęśliwa i zadowolona z rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Publikacja: 29.05.2019 21:00

Szczęśliwy naród. Do czasu

Foto: AFP

W ostatnich miesiącach spadły na PiS ciosy, z których każdy mógłby powalić byka: od zabójstwa prezydenta Gdańska, przez dwie wieże na Srebrnej i niezbyt jasne inwestycje w działki premiera, aż po niewygodny dla rządzących skandal z pedofilią w Kościele. A jednak PiS zdobył w wyborach niemal połowę oddanych głosów, co znaczy, że większość Polaków czuje się szczęśliwa. Tak szczęśliwa, że nic innego się dla nich nie liczy.

Przez lata modna była w Polsce teza, że u nas – w odróżnieniu od USA – na głosy wyborcze nie wpływa sytuacja gospodarcza. Rząd SLD chwalił się w 1997 r. tym, że uczynił Polskę magnesem dla zagranicznych inwestycji – i przegrał. Pierwszy rząd PiS chwalił się w 2007 r. strumieniami pieniędzy z Unii Europejskiej – i przegrał. Rząd PO–PSL chwalił się w 2015 r., że Polska jest najszybciej rozwijającym się krajem Unii – i przegrał. Dlaczego teraz ludzie są aż tak zadowoleni z gospodarczych wyników pracy rządu?

Odpowiedź jest prosta. Przeciętny człowiek z ulicy nie zwraca wcale uwagi na wskaźniki wzrostu PKB, ratingi, wielkość deficytu budżetowego czy perspektywy giełdy. Zwraca uwagę tylko na dwa wskaźniki: na to, jak zwiększają się płace i świadczenia socjalne, oraz na to, jak rosną ceny. I dodaje do tego ocenę trzecią, kluczową z punktu widzenia własnego poczucia bezpieczeństwa: czy może być pewny swojej pracy.

Polacy czują się dziś szczęśliwi przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy od początku transformacji nie obawiają się o pracę. Stopa bezrobocia wynosi 3,9 proc., co oznacza, że każdy, kto chce znaleźć pracę, bez kłopotu ją znajdzie (kilkanaście lat temu było to ponad 20 proc.). To oczywiście powoduje szybszy wzrost płac, bo pracodawcy obawiają się, by nie stracić pracowników na rzecz konkurencji. Płace rosną dziś nominalnie o ponad 7 proc., realnie o niemal 6 proc., a więc najszybciej od dekady.

Do tego dochodzą oczywiście większe świadczenia społeczne (powody do zadowolenia mają dziś emeryci). A znaczącego wzrostu cen nadal nie ma – inflacja wynosi tylko 2 proc. Ostatni raz przekraczała 4 proc. ponad osiem lat temu. Za to wszystko większość ludzi przyznaje punkty tym, którzy akurat rządzą, nie zastanawiając się, czy przypadkiem znikające bezrobocie nie jest efektem pracy wielu poprzednich rządów.

Do czasu. Na krótką metę można cieszyć się wzrostem płac i nie przejmować krakaniem ekonomistów. Ale wzrost polskiej gospodarki był w ostatnich latach kulawy, bo konsumpcji nie towarzyszyły odpowiednie inwestycje, a znikającemu bezrobociu nie towarzyszył wysiłek na rzecz zwiększenia aktywności ekonomicznej ludzi. A to oznacza, że w ciągu roku–dwóch lat wzrost gospodarczy w Polsce zwolni.

Płace nominale mogą jeszcze szybko rosnąć (podobnie jak, nie przejmując się rosnącym deficytem budżetu, można jeszcze nadal zwiększać wypłaty świadczeń). Ale przy spowalniającej gospodarce już niedługo zobaczymy też przyspieszającą inflację. I wtedy skończy się okres szczęśliwości, a zacznie szukanie winnych.

W ostatnich miesiącach spadły na PiS ciosy, z których każdy mógłby powalić byka: od zabójstwa prezydenta Gdańska, przez dwie wieże na Srebrnej i niezbyt jasne inwestycje w działki premiera, aż po niewygodny dla rządzących skandal z pedofilią w Kościele. A jednak PiS zdobył w wyborach niemal połowę oddanych głosów, co znaczy, że większość Polaków czuje się szczęśliwa. Tak szczęśliwa, że nic innego się dla nich nie liczy.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację