To święto kojarzy się tylko z prezentacją pięknie przystrojonych palemek, które już po tygodniu – zeschłe i posmutniałe – są źródłem kurzu i mikrobów w naszych domach. W tym roku z problemem – tak jak z paroma innymi – rozprawił się koronawirus; on uniemożliwił także przeprowadzenie przykościelnych konkursów na najwyższe konstrukcje palmowe, z przesławną Lipnicą Murowaną na czele.

Może i lepiej, bo w osamotnieniu kwarantanny mogliśmy zastanowić się nad przesłaniem tego święta, a jest ono wielkie i ważne. Tym bardziej, że Wielkanoc mówi o życiu wiecznym, a poprzedzająca ją Niedziela Palmowa – o doczesnym i to również politycznym. Upamiętnia ten dzień triumfalny wjazd Chrystusa do Jerozolimy, kiedy tłumy – wymachując palmowymi gałązkami i ścieląc płaszcze na bruku – entuzjastycznie witały Mesjasza, zgodnie uznając go za swego króla.

Trudno o bardziej spektakularny triumf kogoś, kto wyszedł z pogardzanego Nazaretu, potem wytrwale nauczał, aż wreszcie zyskał powszechne uznanie. Gdyby w owych czasach badano słupki poparcia, na pewno miałby je najwyższe z możliwych. Ale już za parę dni ten sam tłum będzie wołał przed Piłatem: „Ukrzyżuj Chrystusa, uwolnij Barabasza!". Wobec tak jednoznacznie wyrażonej woli ludu (obecnie: suwerena) nawet unikający jednoznacznego zaangażowania prokurator Judei ułaskawił skazanego zbrodniarza, a na hańbiącą śmierć posłał proroka, przed paroma dniami tak entuzjastycznie wielbionego na ulicach.

Mniejsza z tym, jakiego polityka przypomina mi Piłat, ważniejsze jest przesłanie dnia: niech się nie cieszą ci, którym sprzyjają słupki poparcia i wrzaski na wiecach. Mogą jutro znaleźć się na samym dole, a na pewno za jakiś czas ustąpią tym, którzy dziś są pośmiewiskiem tłumu. Niech nie rozpaczają ci, którym nie udaje się teraz przebić „szklanego sufitu", bo jutro do nich należy. Taka jest właśnie istota demokracji. Ale to jeszcze mało: emocje tłumu są zmienne i nie on powinien być źródłem władzy – bo byle krzykacz go otumani i poprowadzi – ale mądrze wybierane przedstawicielstwo.