Talaga: Marne szanse dla polskiego planu

Brakuje sojuszników.

Aktualizacja: 30.05.2017 19:54 Publikacja: 30.05.2017 19:08

Talaga: Marne szanse dla polskiego planu

Komisja Europejska rozpocznie dziś marsz ku nowej Europie. Jego kierunek jest dla Polski ryzykowny. Tylko jeden kraj – Niemcy – ma moc, by go skorygować. Naszą racją stanu jest teraz polityka zachęcająca Berlin do zaciągnięcia hamulca. Inaczej za kilkanaście lat może być groźnie. Chyba że Polska stanie się do tego czasu samodzielną potęga gospodarczą i militarną. To wprawdzie pożądany cel, ale nierealistyczny.

Komisarz ds. walutowych KE Pierre Moskovici, przygotował plan integracji strefy euro do roku 2025, który przyjmie Komisja Europejska. Wspiera go prezydent Francji Macron. Plan zakłada powołanie budżetu eurozony, jej osobnego parlamentu i ministra finansów. To twory równoległe wobec dotychczasowych instytucji UE, swoista Unia w Unii. Gdyby rzeczywiście powstała, wchodziłyby do niej największe, najludniejsze i najbogatsze państwa Wspólnoty Europejskiej.

Nie mamy dość szabel

Uwzględniając Brexit, bez ewentualnego przyjmowania nowych członków, strefa euro obejmie 70 proc. państw UE i 76 proc. jej populacji. Biorąc pod uwagę lizboński system głosowania, czyli podejmowanie decyzji większością minimum 55 proc. państw reprezentujących 65 proc. ludności, członkowie UE spoza eurozony staną się marginesem niezdolnym do blokowania decyzji Rady Europejskiej.

Alternatywą wobec tego układu są cele polskie w UE, czyli zwiększenie roli Rady Europejskiej kosztem Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, czyli takie przedefiniowanie traktatów, by efektem była „Europa narodów". Są one jak najbardziej słuszne, a taka Unia byłaby dla nas korzystna. Problem w tym, że idą pod prąd głównego trendu. A my nie mamy silnych sojuszników do zrealizowania naszej wizji.

Wielka Brytania opuszcza UE, a trzy wielkie państwa członkowskie, pomijając kilka mniejszych, czyli Francja, Włochy i Hiszpania, chcą realizacji planu Mockovici. W „obozie polskim" są jedynie Węgry, Czechy i Szwecja. Inni nasi potencjalni sojusznicy (Litwa, Łotwa, Estonia, Słowacja) albo przyjęli euro i pójdą w kierunku nakreślonym przez całą eurogrupę, albo chcą je przyjąć (Bułgaria, Rumunia, Chorwacja) i nie będą wyrywać się przed szereg.

Polski plan „Europy narodów" ma zatem więcej niż marne szanse na realizację. Maksimum tego, co moglibyśmy osiągnąć, jest utrzymanie unijnego status quo. To dobra opcja z widokami na powodzenie, ponieważ nie wymaga zmian traktatowych i daje wszystkim, w tym miłośnikom plany Moskovici, duże pole manewru. Decydujące będzie jednak stanowisko Niemiec.

Plan awaryjny – euro

Generalnie rzecz biorąc, scalenie strefy euro wpisuje się w strategiczny koncept Republiki Federalnej „rozpuszczenia" Niemiec w Europie, przy zachowaniu ich de facto dominującej pozycji. Pogłębiona integracja może jednak oznaczać uwspólnotowienie długu państw strefy, który właśnie Berlin musiałby gwarantować lub ewentualnie spłacać. Przeszkoda ta zniknie wraz z poprawą stanu finansów Francji, Włoch i Hiszpanii na tyle, by nie stanowiły już zagrożenia dla przyszłości euro. Im gorzej zatem mają się budżety, im większy deficyt i dług publiczny w Paryżu, Madrycie i Rzymie, tym mniejsze szanse na „Unię w Unii". Kryzys nie trwa jednak wiecznie, za kilka lat te parametry makroekonomiczne mogą osiągnąć akceptowalny poziom – już widać poprawę – i wtedy Berlin powie ostateczne: tak.

Gdyby w Niemczech potrzeba posiadania drugiego płuca gospodarczego i politycznego w postaci Grupy Wyszehradzkiej z Polską na czele, została przeważona przez pokusę odbudowy Europy karolińskiej, gdyby plan Moskovici wszedł w życie, Polska musiałaby przyjąć euro. Stałoby się to wręcz strategiczną koniecznością, nawet, jakby z powodów ekonomicznych bardziej opłacało się zachować złotego. Nie możemy sobie pod żadnym pozorem pozwolić na egzystowanie na marginesie Wspólnoty. Mamy zbyt ryzykowne położenie geopolityczne na takie eksperymenty.

Autor jest dyrektorem ds. strategii Warsaw Enterprise Institute, doradcą firm zbrojeniowych

Komisja Europejska rozpocznie dziś marsz ku nowej Europie. Jego kierunek jest dla Polski ryzykowny. Tylko jeden kraj – Niemcy – ma moc, by go skorygować. Naszą racją stanu jest teraz polityka zachęcająca Berlin do zaciągnięcia hamulca. Inaczej za kilkanaście lat może być groźnie. Chyba że Polska stanie się do tego czasu samodzielną potęga gospodarczą i militarną. To wprawdzie pożądany cel, ale nierealistyczny.

Komisarz ds. walutowych KE Pierre Moskovici, przygotował plan integracji strefy euro do roku 2025, który przyjmie Komisja Europejska. Wspiera go prezydent Francji Macron. Plan zakłada powołanie budżetu eurozony, jej osobnego parlamentu i ministra finansów. To twory równoległe wobec dotychczasowych instytucji UE, swoista Unia w Unii. Gdyby rzeczywiście powstała, wchodziłyby do niej największe, najludniejsze i najbogatsze państwa Wspólnoty Europejskiej.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?