Z programu, jaki zaproponował gospodarz spotkania Emmanuel Macron, Donald Trump nie był zadowolony. Za dużo poprawnych politycznie tematów, jak ekologia czy równouprawnienie kobiet, a za mało tego, co zdecyduje o losach świata (i reelekcji amerykańskiego prezydenta): wojny handlowej z Chinami – ujawnił „New York Times”, powołując się na źródła w Białym Domu.
Tuż przed odlotem, w odpowiedzi na podobny ruch Xi Jinpinga, Trump podniósł po raz kolejny cła na import towarów z Chin tak, że obejmują one już całość sprowadzanych z ChRL produktów, i to nieraz w wysokości 30 proc. Prezydent USA wezwał też amerykańskie firmy, aby szukały sobie nowych rynków zbytu. To był na razie chwyt retoryczny. W Biarritz sprecyzował, że nie zamierza jeszcze odwoływać się do przepisów z 1977 r., które mogłyby zabronić biznesowi z Ameryki działalności w Chinach. Ale więcej o konflikcie, który może za chwilę pchnąć cały świat w recesję, we Francji nie mówiono.
Przeczytaj felieton Marka Cichockiego: Rywalizacja o przywództwo w nowym ładzie
Już w piątek przed odlotem do Biarritz Macron zapowiedział zresztą, że po raz pierwszy od 1975 r., kiedy zaczęto organizować doroczne szczyty G7, nie zostanie przyjęta deklaracja końcowa. Oficjalnie, bo, jak twierdzi francuski prezydent, „i tak tego nikt nie czyta”. W rzeczywistości dlatego, że nie tylko w sprawie starcia z Chinami, ale także polityki monetarnej, strategii wobec Iranu czy stanowiska wobec Rosji przywódcy klubu, który w przeszłości gromadził siedem największych gospodarek świata (dziś powinny do tego grona dołączyć Chiny i Indie, a opuścić Włochy i Kanada), nie są w stanie uzgodnić wspólnego frontu w żadnej istotnej kwestii. Ostrzeżeniem był zeszłoroczny szczyt G7 w Kanadzie, kiedy obrażony na gospodarza Justina Trudeau Trump odmówił złożenia podpisu pod końcową deklaracją.
Sanchez pomaga Brazylii
Jeśli Macron chciał uniknąć takiego blamażu, to udało mu się to tylko w oczach opinii publicznej. W świecie realnej polityki sam jeszcze przed rozpoczęciem szczytu zainaugurował bowiem to, co okaże się długą listą mniej lub bardziej otwartych sporów między przywódcami G7. Bez konsultacji z Angelą Merkel i pozostałymi przywódcami europejskimi zebranymi w atlantyckim kurorcie ogłosił, że Francja nie ratyfikuje umowy o wolnym handlu między UE i Mercosurem, dopóki prezydent Brazylii Jair Bolsonaro nie podejmie skutecznych działań dla opanowania pożarów w Amazonii. Oficjalnie piękny cel, faktycznie z trudem skrywany protekcjonizm ze strony kraju, który obawia się importu brazylijskich produktów rolnych. List w tej sprawie do Komisji Europejskiej Francja podpisała wraz z Polską, Belgią i Irlandią już w czerwcu, kiedy Amazonia jeszcze nie płonęła.