W żadnym z ośmiu lat urzędowania Baracka Obamy w Białym Domu amerykańska gospodarka nie urosła o 3 procent lub więcej. Tak fatalnego bilansu nie miał żaden prezydent od wielkiego kryzysu z lat 30 XX wieku. Nic dziwnego, że Donald Trump, który zastąpi Obamę w styczniu, niesie nadzieję na poprawę koniunktury w największej gospodarce świata, nawet jeśli jednocześnie wiele jego deklaracji – szczególnie dotyczących handlu międzynarodowego – może budzić przerażenie.
Trump zapowiada m.in. obniżki podatków dla firm i zamożnych Amerykanów, szeroko zakrojony program inwestycyjny oraz ściągnięcie do kraju zakumulowanych za granicą zysków amerykańskich firm. Nawet gdyby udało mu się przeforsować wszystkie te pomysły, ich wpływ na gospodarkę USA będzie opóźniony. Ekonomiści liczą jednak, że już w drugiej połowie 2017 roku. zacznie być odczuwalny. – Ekspansywna polityka fiskalna podbije wzrost amerykańskiego PKB do 2,7 procent – uważa Paul Ashworth, ekonomista z brytyjskiej firmy analitycznej Capital Economics. Przeciętne prognozy ekonomistów ankietowanych przez agencję Bloomberg są ostrożniejsze, ale też zakładają przyspieszenie wzrostu gospodarki USA do 2,2 procent z szacunkowych 1,6 procent w 2016 roku.
To, w połączeniu ze zbliżonym do tegorocznego wzrostem Chin, a także wyjściem z recesji dwóch innych dużych krajów wschodzących, Brazylii i Rosji, powinno nieco zdynamizować globalną gospodarkę. W ocenie ekonomistów banku Goldman Sachs wzrost światowego PKB zbliży się w 2017 roku do górnej granicy korytarza, w którym tkwi od pięciu lat, czyli do 3,5 procent. W 2016 r. był blisko dolnej granicy, czyli 3 procent.
Polityczna niepewność
Strefę euro najprawdopodobniej czeka jednak lekkie spowolnienie wzrostu. Ankietowani przez agencję Bloomberg ekonomiści średnio szacują, że w przyszłym roku PKB Eurolandu powiększy się o 1,4 procent, po 1,6 procent w 2016 roku. Nie brak prognoz, że wzrost wyhamuje do 1 procenta. – Europejskiej gospodarce ciążył będzie gęsty kalendarz wydarzeń politycznych i związana z nimi niepewność – wskazuje Mark Wall, główny ekonomista Deutsche Banku. Te wydarzenia to m.in. wybory prezydenckie we Francji, a także parlamentarne w Holandii, Niemczech i być może we Włoszech. Do tego powrót inflacji związany z odbiciem cen ropy naftowej stłumi wzrost wydatków konsumpcyjnych, który był w ostatnich latach głównym motorem gospodarki Eurolandu.
Globalne ożywienie strefa euro odczuje jednak o tyle, że eksport zacznie dokładać się do wzrostu jej PKB, inaczej niż w 2016 r. Nawet jeśli rozwój Eurolandu wyhamuje, może się okazać, że jego struktura będzie korzystniejsza z polskiej perspektywy. – Polski eksport to w dużej części dobra pośrednie i komponenty dla przemysłu państw Europy Zachodniej. Zmiana struktury wzrostu strefy euro może się przyczynić do odbicia tempa wzrostu naszego eksportu – tłumaczy Maciej Reluga, główny ekonomista Banku Zachodniego WBK.