Tylko Boris Johnson może to zrobić

Zręby umowy rozwodowej są gotowe. Czy jednak radykalni unioniści i irlandzcy nacjonaliści tego nie storpedują?

Aktualizacja: 17.10.2019 06:57 Publikacja: 16.10.2019 19:11

Falklandy są znane z niezwykle różnorodnej fauny. Choć wyspy są oddalone o kilkanaście tysięcy kilom

Falklandy są znane z niezwykle różnorodnej fauny. Choć wyspy są oddalone o kilkanaście tysięcy kilometrów od Londynu, także boleśnie odczują ewentualne wyjście kraju z Unii bez żadnego porozumienia. Nie zostaną objęte m.in. niedawno podpisanym układem o wolnym handlu między UE a sąsiednimi krajami Mercosuru: Argentyną, Brazylią, Urugwajem i Paragwajem

Foto: AFP

Kształt kompromisu do złudzenia przypomina pomysł na brexit zaproponowany przed trzema laty przez Theresę May, ale kontekst negocjacji jest zupełnie inny. I stwarza bardzo poważne szanse na sukces.

– May głosowała w referendum za pozostaniem w Unii i w oczach eurosceptycznych torysów była niewiarygodna. Z Borisem Johnsonem jest zupełnie inaczej. Był liderem kampanii na rzecz brexitu, wielu uważa, że jeśli nie on, to nikt nie wyprowadzi kraju z Unii – mówi „Rzeczpospolitej" Ian Bond, dyrektor londyńskiego Center for European Reform.

Foster pod presją

Premier zaproponował, aby Ulster wraz z resztą królestwa w dniu brexitu wyszedł z unii celnej, jaką dziś tworzy z pozostałymi krajami UE. Ale jednocześnie zobowiązał się, że prowincja będzie stosowała takie same stawki celne i normy towarowe jak te we Wspólnocie. To pozwoliłoby na uniknięcie wprowadzenia kontroli na granicy między Ulsterem a Republiką Irlandii, co jest fundamentalnym postulatem Dublina, a przez to i Brukseli.

Ale taki scenariusz wymusza zbudowanie niezwykle skomplikowanego mechanizmu kontroli towarów, które byłyby sprowadzane do Belfastu z reszty Wielkiej Brytanii czy wręcz za pośrednictwem Królestwa z całego świata. Produkty przeznaczone do lokalnej konsumpcji objęto by zwrotem opłat celnych, te, które wędrowałyby dalej do Irlandii i Unii – byłyby wykluczone z podobnego mechanizmu. Podobnie byłoby z system VAT-owskim.

Unii takie rozwiązanie się podoba, bo zasadniczo oznacza wypełnienie jej pierwotnej wizji brexitu, jednocześnie wywołuje strach przed polem, jakie to stwarza dla przemytu czy oszustw celnych. Próba wpisania możliwie twardych gwarancji, że do czegoś takiego nie dojdzie, była więc przedmiotem dogłębnych brytyjsko-unijnych negocjacji do późna w nocy we wtorek i znowu od rana w środę.

Do tego dochodzi aspekt polityczny. System proponowany przez Johnsona oznacza, że faktyczna (choć nie formalna) granica celna będzie przebiegała w poprzek Morza Irlandzkiego. Na unionistów z Ulsteru taka wizja działała jak czerwona płachta na byka: utożsamiana jest z pierwszym krokiem na drodze do trwałego oddzielenia Ulsteru od reszty Zjednoczonego Królestwa.

Ale w środę liderka Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) Arlene Foster mimo wszystko zachowywała dalece posuniętą ostrożność.

– Jesteśmy zobowiązani tajemnicą negocjacji. Byłoby jednak nieuczciwe nie przyznać, że jeszcze dużo zostało do zrobienia – przyznała po 90-minutowym spotkaniu na Downing Street z premierem.

Unioniści zachowują wstrzemięźliwość, bo oferta Johnsona zakłada także utworzenie mechanizmu, zgodnie z którym status Ulsteru nie będzie mógł być zmieniony bez zgody dwóch społeczności zamieszkujących prowincję: protestantów i katolików. Foster coraz mocniej czuje także presję czasu: w przeciwieństwie do May Johnson wielokrotnie powtarzał, że jeśli nie dojdzie do porozumienia, kraj 31 października wyjdzie z Unii bez żadnej umowy. To zaś oznaczałoby przywrócenie twardej granicy z Irlandią Północną i zepchnięcie Ulsteru do roli zapomnianego zakątka na końcu Europy, którego problemy gospodarcze będą się tylko pogłębiać. DUP, która i tak już musi stawić czoła spadającemu z powodów demograficznych udziałowi protestantów w ludności Irlandii Północnej, mogłaby za to boleśnie zapłacić w nadchodzących wyborach.

Ale z podobnego powodu wizji powrotu twardej granicy ku kompromisowi skłania się także Dublin.

– Sądzę, że robimy postępy i miejmy nadzieję, że uda nam się jeszcze dziś rozwiązać wszystkie problemy – przyznał w środę rano irlandzki premier Leo Varadkar.

Torysi na fali

Tę rozgrywkę Johnson prowadzi jednak w równym stopniu w Brukseli co w Londynie. May pod koniec 2017 roku też przecież wynegocjowała umowę z Unią, która była jednak później trzykrotnie odrzucana przez Izbę Gmin, co w końcu wymusiło dymisję premier.

Tym razem szanse na ratyfikację są o wiele większe. Za porozumieniem jest przede wszystkim eurosceptyczna frakcja torysów, która May nie ufała.

– Jestem optymistą. Możemy tolerować to porozumienie, będę mógł na nie głosować – oświadczył Steve Baker, lider European Research Group (ERG) zrzeszającej największych zwolenników brexitu w Partii Konserwatywnej.

To Johnsonowi, który nie ma większości w Izbie Gmin, jednak nie wystarczy. Jest jednak całkiem prawdopodobne, że także istotna część laburzystów poprze umowę wynegocjowaną przez premiera. To deputowani z zapóźnionych gospodarczo regionów północnej i środkowej Anglii, gdzie wyborcy lewicy masowo głosowali za wyjściem z Unii. Dla nich storpedowanie w takim momencie porozumienia oznaczałoby polityczną śmierć.

W negocjacjach z Unią Johnson może i poszedł na daleko idące ustępstwa, ale jego strategia bezwzględnego trzymania się terminu brexitu przynosi dla torysów piorunujące efekty polityczne: zdaniem YouGov partia ma dziś poparcie 37 proc. wyborców wobec 22 proc. dla laburzystów, 18 proc. dla Liberalnych Demokratów i 11 proc. dla Partii Brexitu Nigela Farage'a. Uderzenie płynącego na takiej fali popularności premiera jest dla eurosceptycznych torysów trudne: przedterminowe wybory mogą zostać rozpisane już w listopadzie.

W środę w „Daily Telegraph" ekonomista Shanker Singham, guru eurosceptyków, zapewnił, że scenariusz Johnsona „spełnia wszystkie oczekiwania gospodarcze brexitu". Parlament, po raz pierwszy od wojny o Falklandy z 1982 r., zbierze się w sobotę, aby zatwierdzić umowę o brexicie lub, jeśli jej na stole nie będzie, wymóc na premierze wystąpienie do Brukseli o kolejną zwłokę w brexicie.

– Pozostaje wiele trudności technicznych związanych z przełożeniem na język prawny porozumienia politycznego. Przed wejściem w życie musi ono zostać także ratyfikowane przez Parlament Europejski, co wymaga przełożenia go na wszystkie języki oficjalne Unii – ostrzega Ian Bond.

Ale i w takim układzie Irlandczycy są gotowi pomóc premierowi.

– Możemy kontynuować negocjacje także w przyszłym tygodniu – zapewnia minister spraw zagranicznych Simon Coveney.

Czyżby w Dublinie uznano, że Johnson jest ostatnią nadzieją na brexitowy kompromis?

Kształt kompromisu do złudzenia przypomina pomysł na brexit zaproponowany przed trzema laty przez Theresę May, ale kontekst negocjacji jest zupełnie inny. I stwarza bardzo poważne szanse na sukces.

– May głosowała w referendum za pozostaniem w Unii i w oczach eurosceptycznych torysów była niewiarygodna. Z Borisem Johnsonem jest zupełnie inaczej. Był liderem kampanii na rzecz brexitu, wielu uważa, że jeśli nie on, to nikt nie wyprowadzi kraju z Unii – mówi „Rzeczpospolitej" Ian Bond, dyrektor londyńskiego Center for European Reform.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788