Wnioski dalekie są od optymizmu. To klasyczny przykład, jak w warunkach naturalnych podejście „książkowe" nie sprawdza się w praktyce.

Skutek? o niższych cenach polis majątkowych oferowanych przez największego w kraju ubezpieczyciela możemy zapomnieć. Obawiam się nawet, że w grę wchodzą podwyżki, i to spore – zarówno dla klientów indywidualnych, jak i biznesowych (w tym członków wspomnianego towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych). I nie chodzi wcale o nasilanie się w Polsce groźnych czy wręcz ekstremalnych zjawisk pogodowych, w rodzaju nawałnic, trąb powietrznych, huraganów, fali upałów etc. Chodzi o – z natury swej – błędne założenia, które stanowią fundamenty tego całkowicie nierynkowego projektu.

Po pierwsze, warto zapytać, czy TUW uzbiera ze składek wystarczającą kwotę, aby wypłacić członkom poszkodowanym w ubiegłotygodniowej nawałnicy odszkodowanie? Po drugie, nawet jeśli członkowie takiego towarzystwa nie musieliby dopłacać do wspólnego koszyka (bo na przykład mają to zagwarantowane w umowie), to z automatu musieliby wykupić polisy na kolejny rok. A tu pytanie brzmi nie czy, ale o ile wzrosną ceny polis, aby to wszystko się sfinansowało? I po trzecie, czy mechanizm reasekuracji (czyli oddanie części pozyskanych składek innym ubezpieczycielom w celu rozłożenia i zminimalizowania ryzyka) nie jest aby iluzoryczny? W przypadku dużych szkód TUW nie musiałby wtedy z własnej kieszeni wypłacać odszkodowania. Problem w tym, że w przypadku instytucji kontrolowanej przez państwo temat reasekuracji jest teoretyczny, bo większość miała miejsce w ramach jednej i tej samej grupy ubezpieczeniowej. Efekt: praktycznie cały ciężar odszkodowań bierze na siebie jeden podmiot.

Przykład z ubezpieczeniami może być tylko ostrzeżeniem. Co będzie w przypadku większej katastrofy? Po nawałnicy na Pomorzu tylko straty energetyków szacuje się wstępnie na 200 mln zł. Czy nawet tak duża grupa ubezpieczeniowa jak PZU poradziłaby sobie z wypłatą odszkodowań, gdyby w grę wchodziły kwoty rzędu kilku miliardów złotych? Czy konieczne będzie wtedy dofinansowanie rządowe takiego podmiotu?

Warto też przy tej okazji wrócić do pomysłu repolonizacji polskich banków. Koncepcja wygląda dobrze dopóty, dopóki trwa prosperity. Jednak raz na kilka lat dochodzi do lokalnego bądź globalnego zdarzenia, które burzy dotychczasowy ład i założenia w gospodarce i mówi: „sprawdzam". Wówczas wszystkie nierynkowe systemy finansowe, nawet najbardziej słuszne w teorii, potrafią się złożyć w jednej chwili jak domek z kart.