Pojęcie gospodarka niedoboru – wprowadzone do teorii ekonomii niemal cztery dekady temu – straciło w Polsce rację bytu. Odnosiło się do centralnie sterowanego systemu, w którym niedobór był cechą immanentną. Epoka gospodarki nakazowo-rozdzielczej przeminęła, ale same niedobory czy też ograniczone zasoby niektórych produktów i usług w wielu sektorach wciąż występują. I to w sposób mniej lub bardziej naturalny. Dziś w wielu wypadkach mamy remedium na takie problemy – nowe technologie.

Sztuczna inteligencja (AI), technologia tzw. głębokiego uczenia (deep learning), boty, a nawet stosunkowo proste algorytmy są dziś w stanie odpowiadać na wiele potrzeb. Przykładem jest choćby kryzys demograficzny i brak specjalistów w wielu dziedzinach. Ludzi coraz częściej są w stanie zastępować roboty i AI. W ten sposób być może uda się znaleźć skuteczną odpowiedź na deficyt lekarzy. Cyfryzacja służby zdrowia, zaawansowane technologie i AI nie tylko wypełnią niebezpieczną lukę, ale niewykluczone, że znacząco podniosą jakość usług i poziom opieki zdrowotnej. Podobnie ma być zresztą z coraz bardziej odczuwalnym problemem braku zawodowych kierowców czy kurierów dostarczających paczki. Tych pierwszych mają zastąpić zaawansowane algorytmy schowane pod maskami przyszłych samochodów autonomicznych, a drugich – drony.

Firmy sięgają po sztuczną inteligencję, by przewidzieć np. potencjalny niedobór towarów. Znam sklepy internetowe handlujące odzieżą, wykorzystujące AI, aby uniknąć braku najpopularniejszych modeli ubrań, a w efekcie utraty dochodu i rys na wizerunku.

Jednak rewolucja technologiczna to miecz obosieczny – poza wyraźnymi korzyściami skrywa w sobie mroczne strony. Po AI sięgają również ci, którzy balansują na krawędzi prawa, a często je łamią. Niedawno głośno było np. o algorytmach ułatwiających wygrywanie internetowych aukcji. Dziś piszemy o botach skupujących bilety na najbardziej oblegane festiwale. Narzędzie wykorzystywane przez cyfrowe koniki to gorzki przedsmak tego, z czym przyjdzie nam się mierzyć w przyszłości.