Kontenery z podziałem na różnego rodzaju odpady można znaleźć coraz częściej, ale na większości ulic czy w innych miejscach publicznych dominuje wciąż zasada – śmieć to śmieć i nieważne gdzie, ważne, aby wyrzucić. Sukces, gdy trafi do kosza, przecież można zawsze rzucić tam, gdzie się stoi. Gdyby do Polski przeszczepić zasady z Japonii, gdzie kosze są tylko przy sklepach, a inne śmieci po prostu niesie się do domu, to chyba brodzilibyśmy w nich po kolana. Japończycy nawet po spacerze z psem zabierają woreczek z wiadomą zawartością do domowego kosza.
Czytaj także: Polacy twierdzą, że segregują śmieci
U nas nie ma na to szans, zresztą wystarczy zerknąć na worki z odpadami segregowanymi, które są wystawiane przed domami jednorodzinnymi, by stwierdzić, że wiele osób nie zwraca uwagi na to, co do jakiego worka wrzuca.
W śmieciach za chwilę utoniemy. Zwłaszcza w tych plastikowych, które produkujemy w tempie wręcz szalonym. Polecam prosty eksperyment – sprawdzenie, jaka część domowych odpadów przypada na plastik – butelka po wodzie, woreczek po warzywach, pieczywie itp. Większość po jednorazowym użyciu idzie do śmieci, a przecież można żyć, i to bez specjalnych wyrzeczeń, bez tego.
Dla większości segregacja nie jest wyzwaniem, trzeba tylko zmienić zwyczaje. Czy Polacy nie potrafią tego zrobić bez drakońskich kar?