No i stało się. W końcu globalne spowolnienie, które dotknęło już Niemcy, czyli naszych najważniejszych partnerów eksportowych, zagląda także w oczy polskiej gospodarce. Odczyt PMI za grudzień, czyli ankietowego wskaźnika koniunktury w przemyśle, spadł do poziomu najniższego od ponad pięciu lat. Zwiastuje to, ni mniej, ni więcej, tylko osłabienie w 2019 r. tempa wzrostu zarówno produkcji, jak i całej gospodarki.
Co to oznacza dla Polaków? Przede wszystkim nie ma co panikować, nikt nie wieszczy katastrofy, recesji i masowych zwolnień, choć może nieco trudniej będzie nam znaleźć lepszą pracę, a wynagrodzenia nie będą już rosły jak na drożdżach. Nikt nie spodziewa się także załamania w finansach publicznych. Ministerstwo Finansów przygotowało budżet na 2019 r., uwzględniając nadchodzące spowolnienie – deficyt będzie większy niż w 2018 r., dynamika strumienia dochodów – mniejsza, ale też nie ma mowy, by państwo stanęło na skraju bankructwa i wypłacalności.