W niedzielę prezydenci Białorusi i Rosji podpiszą program dotyczący tak zwanej głębszej integracji. Wie pan, co to oznacza?
Zakładam, po pierwsze, że prezydenci będą rozmawiać o dążeniu do wprowadzenia wspólnej waluty. Po drugie, będą omawiane kwestie dotyczące obniżek kosztów rosyjskich surowców energetycznych dla Białorusi. Po trzecie, temat problemów białoruskich producentów na rosyjskim rynku. Porozmawiają też o utworzeniu wspólnego parlamentu w ramach Państwa Związkowego Białorusi i Rosji.
Dowiedz się więcej: Waży się los Białorusi. Czy uda się zachować suwerenność?
Miałby powstać wspólny parlament dwóch państw? A co z rosyjską Dumą i białoruską Izbą Reprezentantów?
Oczywiście prędzej czy później do tego dojdzie. Duma i Izba Reprezentantów pozostaną, ale przeniosą część swoich kompetencji do wspólnego parlamentu. Kompetencje te mogłyby stopniowo wzrastać. Zresztą Parlament Europejski również nie miał na początku dużego znaczenia.
Mówi pan o integracji, która mogłaby doprowadzić do wchłonięcia Białorusi przez Rosję. Prezydent Łukaszenko powiedział w czwartek, że nie dopuści do tego.
Łukaszenko wysyła do Moskwy sygnał, że zachowa swój model społeczno-gospodarczy i swoją władzę w kraju. Sygnalizuje, że integracja białorusko-rosyjska może przebiegać wyłącznie pod warunkiem, że on pozostanie prezydentem Białorusi.
A jak to widzi Rosja?
Widzi to tak, jak jest obecnie w Unii Europejskiej. Zachować autonomię, ale wiele rzeczy załatwiać na poziomie ponadpaństwowym.
Są opinie, że Rosja chce mocno przywiązać Białoruś, by nie poszła drogą Ukrainy.
Coś w tym jest, ale Rosja patrzy na to szerzej. Zresztą dla Łukaszenki pójście ukraińską drogą oznaczałoby przewrót państwowy i obalenie jego rządów. Rosja tego nie chce, ale w Mińsku też tego nikt nie chce.