Pandemia koronawirusa zbiera żniwo. Statystyki zachorowań, zamiast spadać, pną się w górę. To zniechęca do wspólnego świętowania zaślubin. Na własnej skórze przekonują się o tym narzeczeni, którzy nie zdecydowali się odwołać uroczystości, gdy Covid-19 uznawany był przez rządzących za na tyle groźny, by wprowadzić obostrzenia w zakresie zgromadzeń. Teraz, po otrzymaniu informacji od zaproszonych weselników, że ci jednak na uroczystości się nie pojawią, „młodzi" nie mają wielu mocnych argumentów, by negocjować z restauratorem bezkosztowe przeniesienie wesela na inny, wolny od wirusa termin.
Boją się koronawirusa
„Odstąpię termin wesela w sierpniu", „Oddam salę za darmo" – na portalach ślubnych obecnie pełno takich ogłoszeń. W taki sposób niedoszli nowożeńcy próbują ratować weselne budżety, często po tym, gdy zaproszeni przez nich goście powiedzieli, że nie chcą brać udziału w uroczystości w obawie przed zakażeniem.
– Zachowania gości naszych klientów są zupełnie różne i bardzo trudno znaleźć dla nich wspólny mianownik – mówi Anna Matusiak-Rześniowiecka, współwłaścicielka Agencji Ślubnej Ann&Kate Wedding Planners oraz wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Branży Ślubnej. I dodaje, że niektóre młode pary odwoływały albo przenosiły swoje wesela z sierpnia czy września już w pierwszym tygodniu pandemii – nie chcąc narażać siebie oraz gości na nerwy i niepewność.
– Inni przekładali z maja na czerwiec po to, by z czerwca przełożyć na lipiec itd. Cały czas obserwując sytuację i monitorując postawę gości. Bywa, że wesele na 200 osób nagle zmniejsza się do 80, bo goście zwyczajnie się boją, ale bywa i tak, że pary międzynarodowe czekają tylko na potwierdzenie otwarcia lotów, bo ich goście – nawet z USA – są gotowi w pełnym zaproszonym składzie przylecieć. Nie ma reguły – wyjaśnia Matusiak-Rześniowiecka.