Wszystko wskazuje na to, że zagadka, która pojawiła się w 1935 roku, wreszcie została rozwiązana. Analiza białek ujawniła pochodzenie największego prymata, jaki kiedykolwiek pojawił się na Ziemi.
Wyginęły z głodu
Gigantopithecus blacki intryguje paleontologów już dziewiątą dekadę, rozpala także wyobraźnię „wtajemniczonych kryptozoologów”, nieuznających dowodów i ustaleń profesjonalnych naukowców.
Paleontolodzy wiedzą, że gatunek ten, zanim wygasł, zamieszkiwał południowo-wschodnią Azję 2,2 mln – 300 tys. lat temu. Przyczyną jego wyginięcia był prawdopodobnie głód: te roślinożerne zwierzęta nie były w stanie zdobyć wystarczającej ilości pożywienia, ponieważ właśnie mniej więcej przed 300 tys. laty tereny leśne zaczęły przekształcać się w sawannę, o wiele uboższą w źródło roślinnego białka. Natomiast „wtajemniczeni kryptozoolodzy” widzą w tym stworzeniu przodka tybetańskiego yeti, chińskiego yeren, a nawet północnoamerykańskiego sasquatch – po drugiej stronie cieśniny Beringa.
Skamieniałe szczątki kostne tej istoty należą do rzadkości. Od 1935 roku, czyli od chwili odkrycia w jednej z chińskich aptek w Hong Kongu zęba dwa razy większego niż ząb goryla, naukowcy znaleźli na południu Chin, w północnym Wietnamie i w Tajlandii nie więcej niż sto zębów i cztery fragmenty żuchwy. Ta ostatnia jest trzy razy większa niż u goryla. Nie znaleziono szkieletu ani kompletnej czaszki. Jest to tym bardziej intrygujące, że w tym rejonie Azji znaleziono wiele skamieniałości innych gatunków małp.
Lekarstwo z kości smoka
Wyjaśnienie tego fenomenu jest dość prozaiczne: szczątki tych olbrzymów były znajdowane, ale przez setki lat znikały, proszkowane i wykorzystywane w tradycyjnej chińskiej medycynie jako „zęby i kości smoka”.