Poseł PiS Zbigniew Girzyński zaszczepił się przeciwko koronawirusowi poza kolejnością, z tzw. grupą zero.
Po tym jak „Nowości Dziennik Toruński" poinformowały, że Girzyński znalazł się w gronie pracowników Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, którzy zostali zrównani z medykami, dołączając tym samym do grupy uprzywilejowanej wcześniejszymi szczepieniami, poseł nie chciał odpowiadać na pytania mediów. Wydał oświadczenie, z którego wynika, że jest niewinny. Zawieszony już w prawach członka PiS poseł tłumaczy, że na internetowe konto pacjenta na portalu pacjent.gov.pl otrzymał „stosowne skierowanie oraz termin i miejsce szczepienia wystawione przez Ministerstwo Zdrowia". Girzyński dodał również: „Nikogo o żadne pierwszeństwo w kolejce nie prosiłem i w żadnym wypadku nie zaszczepiłem się poza kolejnością. Postąpiłem od A do Z zgodnie z obowiązującym mnie prawem i w myśl zaleceń władz uczelni, która jest moim podstawowym miejscem pracy". Czy to poseł Girzyński organizuje szczepienia? Nie. Czy poseł sam sobie wysłał skierowanie na szczepienie? Nie. Czy powinna mu się zapalić czerwona kontrolka, że jednak nie powinien szczepić się z grupą zero? Tak.
PiS wcześniej atakowało kilkanaście popularnych osób, które zaszczepiły się poza kolejnością.
Dzisiaj Paweł Szefernaker nie nazywa już „wielka aferą" tego, co zrobił jego kolega partyjny. Joachim Brudziński nie pisze publicznie do Girzyńskiego jak do Krystyny Jandy: „Żenująca jest ta paskudna hipokryzja".
Jan Mosiński nie apeluje do posła jak do Leszka Millera czy Edwarda Miszczaka, że za wcześniejsze zaszczepienie się „odkupieniem win mogłaby być praca w roli wolontariuszy w jakimś wybranym domu pomocy społecznej albo innej placówce. Na przykład hospicjum".