Jak europoseł Jaki Unię z Polski chce wyrzucić

Proponowane przez PiS zmiany nie mieszczą się w zachodnich standardach niezawisłego sądownictwa. Broniąc swej reformy, Zjednoczona Prawica pokazuje, że te standardy są jej obce

Publikacja: 16.01.2020 14:06

Jak europoseł Jaki Unię z Polski chce wyrzucić

Foto: European Union 2020 - Source : EP/ Mathieu CUGNOT

Środowa debata w Parlamencie Europejskim była dobrą próbką tego, jak w Europie odbierane są zmiany przeprowadzane w sądownictwie przeprowadzane przez PiS. Erystyczne popisy europosłów polskiej prawicy raczej pokazywały absolutną bezradność, zarówno intelektualną jak i komunikacyjną, deputowanych PiS. Przy okazji pokazali, co naprawdę myślą o Unii Europejskiej. Z pewnością liczyli na efekt propagandowy. I owszem, część prawicowej publiki w Polsce jest zachwycona. Ale analizując na chłodno ich wypowiedzi, PiS tylko dał argument tym, którzy ostrzegają, że może nie tyle chce wyprowadzić Polskę z UE, co stara się Unię wyrzucić z Polski.

Przede wszystkim argumenty przedstawiane w obronie kolejnych ataków na sądownictwo są wewnętrznie sprzeczne albo niespójne. - Polska wam przeszkadza, bo już nie trzyma się niemieckiej nogawki – grzmiał Patryk Jaki, podkreślając, że wstajemy z kolan i nie chcemy już niemieckich technologii. Jest absurdalne co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze rząd PiS z wielką pompą otwiera kolejne fabryki niemieckich firm w Polsce. To właśnie dzięki niemieckim technologiom niebywale rozwinął się Dolny Śląsk czy Wielkopolska, powstał tam nowoczesny przemysł współpracujący z branżą motoryzacyjną, ale nie tylko. Cóż, Niemcy stoją na wyższym poziomie technologicznym i gospodarczym niż Polska. Oczywiście powinniśmy mieć ambicję na budowanie własnych rozwiązań, ale póki istnieją takie dysproporcje w rozwoju, transfer technologii odbywa się od tego bardziej rozwiniętego do tego mniej. A nie na odwrót. To nie służalczość wobec Niemiec, ale prosty fakt.

Dowiedz się więcej: Parlament Europejski przyjął rezolucję ws. praworządności w Polsce

Po drugie Jaki pokazał, jak głęboki jest niemiecki resentyment jego środowiska politycznego. Resentyment oparty – jak to z resentymentem bywa – na głęboko zakorzenionych kompleksach. Przedstawianie Europy jako organizacji chodzącej na pasku niemieckich interesów jest stałym elementem narracji przeciwników UE na całym kontynencie. Skoro jednak Polska tak bardzo Niemców nie lubi, to dlaczego – u licha – rząd tak mocno stał za Ursulą von der Leyen, która jako pierwsza Niemka w historii objęła stanowisko szefowej Komisji Europejskiej? Po co premier Morawiecki przedstawiał to jako swój negocjacyjny sukces, po co chwali się bliskimi z nią relacjami, częstymi telefonami czy smsami, z nią, ale też z wieloma innymi niemieckimi politykami? Czyżby Morawiecki – by użyć języka Jakiego – wciąż trzymał się niemieckiej nogawki?

Ale – po trzecie – argument Jakiego pokazuje też głęboką pogardę dla państwa polskiego. Twierdzenie, że wszyscy dotąd „trzymali się niemieckiej nogawki” to oskarżenie o niesuwerenność wszystkich wcześniejszych rządów po 1989 roku. To oznaczałoby, że również premier Jarosław Kaczyński i prezydent Lech Kaczyński trzymali się niemieckiej nogawki. Absurdalności tej tezy w ustach Jakiego nie trzeba dowodzić.

Ale podobna pogarda dla własnego państwa widnieje w argumentach dotyczących komunizmu. Twierdząc, że polski wymiar sprawiedliwości jest wciąż komunistyczny, politycy PiS – tak, tak – donoszą na własne państwo. Wystawiają mu jak najgorsze świadectwo w całej Unii, przekonując, że jedna z władz jest totalitarna. To przecież argument dla wszystkich obywateli państw UE, którzy by przegrali przed polskimi sądami, że nie należy respektować wyroków postkomunistycznych polskich sądów.

Ale ten argument jest też pełen hipokryzji. Bo gdy politycy PiS – z premierem Morawieckim i jego wywiadem dla „Die Welt” na czele – twierdzą, że nawet młodzi sędziowie są wychowani przez komunistycznych sędziów, równocześnie kariery z nadania PiS robią... sędziowie z komunistycznym rodowodem. Polski komisarz – nominowany przez PiS – Janusz Wojciechowski był sędzią w PRL od 1980 roku do jej upadku. Przewodnicząca TK Julia Przyłębska została sędzią w 1988 roku, składając przysięgę komunistycznemu państwu. O Andrzeju Kryże czy Stanisławie Piotrowiczu nie wspominając.

Najgłupszy był jednak argument posła Jakiego, który mówił, że postępowanie w sprawie praworządności to kara za nieprzyjęcie uchodźców. Jednocześnie atakował komisarz ds. praworządności Verę Jurovą pochodzącą z Czech. Sęk w tym, że Czechy – obok Polski i Węgier – to kraj, który odrzucił unijną politykę obowiązkowej relokacji uchodźców. Jak to się więc dzieje, że Praga nie znajduje się na cenzurowanym, a Warszawa tak? Może więc wcale nie chodzi o polski sprzeciw wobec przyjmowania uchodźców? Może więc wcale nie chodzi o to, że Polska nie trzyma się już niemieckiej nogawki, ani że chce zdekomunizować wymiar sprawiedliwości. Tylko o to, że proponowane przez PiS zmiany nie mieszczą się w zachodnich standardach niezawisłego sądownictwa. Tylko tyle i aż tyle. A broniąc swej reformy, PiS pokazuje, że zachodnie standardy są mu obce. I stara się je – wraz z Unią – z Polski wyprowadzić.

Środowa debata w Parlamencie Europejskim była dobrą próbką tego, jak w Europie odbierane są zmiany przeprowadzane w sądownictwie przeprowadzane przez PiS. Erystyczne popisy europosłów polskiej prawicy raczej pokazywały absolutną bezradność, zarówno intelektualną jak i komunikacyjną, deputowanych PiS. Przy okazji pokazali, co naprawdę myślą o Unii Europejskiej. Z pewnością liczyli na efekt propagandowy. I owszem, część prawicowej publiki w Polsce jest zachwycona. Ale analizując na chłodno ich wypowiedzi, PiS tylko dał argument tym, którzy ostrzegają, że może nie tyle chce wyprowadzić Polskę z UE, co stara się Unię wyrzucić z Polski.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem