- To możliwość dogadania się, możliwość kompleksowego przebudowania systemu edukacyjnego - powiedział premier Mateusz Morawiecki. Nie będzie to jednak możliwe z Anną Zalewską na pokładzie, która stała się symbolem wszystkich negatywnych konsekwencji reformy oświatowej. W USA polityków o jej statusie nazywa się "lame duck". Zalewska w praktyce odeszła już dawno z urzędu, ale formalnie nadal go piastuje. 

Jak słyszymy, cały czas w PiS na stole leżą dwa scenariusze, co do dalszych losów minister edukacji. Jeden to odejście z rządu po wyborach europejskich. Drugi, szybszy, to dymisja jeszcze przed wyborami, być może na długo przed nimi. Obydwa te scenariusze są możliwe.

Szybka dymisja dałaby szansę na prawdziwy restart dla rządu w edukacji, jeszcze przed majowymi wyborami. Nowy szef MEN będzie mógł wykorzystać odejście Zalewskiej jako swego rodzaju sygnał, ze PiS rozumie swoje błędy. To byłby sygnał zarówno do rodziców, jak i samych nauczycieli oraz związkowców.

W piątek uwagę komentatorów zwróciła nieobecność opozycji i głównych organizacji związkowych. Nie było też przedstawiciela rzecznika praw obywatelskich. Szeroko komentowany był też w mediach społecznościowych (a teraz pierwsza reakcja w mediach społecznościowych jest bardzo istotna) fakt, że ustawiony w jednej z sal gamchu Stadionu Narodowego stół nie był wcale okrągły, a kwadratowy.

Nowe otwarcie w edukacji to w pewnym sensie też kwadratura koła. PiS będzie musiało intensywnie przekonywać, że jest ono możliwe w ostatnich miesiącach czteroletniej kadencji. Z drugiej strony bez takiego restartu w edukacji kampania jesienna będzie dla PiS trudniejsza, niż przed strajkiem.