Na ile obrońca może grać emocjami w sądzie? W Norymberdze jeden z adwokatów szefa SS Ernsta Kaltenbrunnera przesłuchiwał francuską więźniarkę z Auschwitz. Pytał ją o to, czy wszyscy Niemcy są tacy źli. Przecież gdy okupowali Francję , to w paryskich kawiarniach uczciwie płacili za kawę.
Jestem przekonany, że ta taktyka okazała się błędna i sędziowie musieli uznać taki sposób obrony nie tylko za urągający pamięci ofiar, ale także za nieskuteczny. Kaltenbrunner został skazany na śmierć. Także dzisiaj należy uważać w procesie karnym z działaniem na emocje. Taka gra może przynieść odwrotny, niezamierzony skutek.
Zdarza się, że adwokaci chcą odwrócić role i zrobić z kata ofiarę. Tak było kilka lat temu w procesie Johna Demianiuka, strażnika z obozu zagłady. Był już sędziwy, ale mógł się poruszać, a nawet prowadzić samochód. Ale na salę rozpraw wwożono go na łóżku, rzekomo z powodu ciężkiej choroby. Co sądzić o takich działaniach?
Sala sądowa jest oczywiście rodzajem teatru. Naszym wyborem jest jednak, czy chcemy grać w dramacie Szekspira, czy w kiepskiej burlesce. Jeżeli obrońca ma być skuteczny, musi być wiarygodny. Ma przecież przekonać sąd do swoich argumentów. Sąd ma je poważnie traktować, a nie zastanawiać się, czy obrońca nie oszukuje.
W oczach opinii publicznej samo bronienie zbrodniarza, nawet bez takiego teatru, przekreśla niejednego adwokata. Nie miał pan z tym problemu?
Kilka lat temu broniłem jednego z oskarżonych w procesie o zabójstwo policjanta. Wprawdzie oskarżeni dostali kary wieloletniego pozbawienia wolności, ale opinia publiczna nie była usatysfakcjonowana. Wtedy na forach internetowych poczytałem trochę o sobie.
Co pisano? Że będzie pan następny po tym policjancie?
Tak źle nie było. Ale pisano sporo i nie przebierano w słowach na temat mojej konstrukcji psychicznej i kwalifikacji moralnych. A także o tym, że zarobiłem krocie na prowadzeniu tej sprawy.
Dużo pan zarobił?
Nie robiłem tego za darmo, obronę finansowała niezamożna rodzina klienta. To była przeciętna stawka za poprowadzenie sprawy karnej. Chciałem bronić w tej sprawie a rodzina oskarżonego chciała zapłacić obrońcy, któremu zaufała. Dogadaliśmy się.
Adwokat Maurycy Axer bronił Rity Gorgonowej za darmo. Miał przy tym przeciwko sobie wielki gniew społeczeństwa.
Axer był już wtedy słynnym adwokatem z mocną pozycją zawodową, także finansową. Mógł sobie pozwolić i na brak honorarium i na gniew społeczny. Dziś w wielu sprawach adwokaci z różnych powodów także podejmują się obron za darmo. Nie zawsze się z tym obnoszą. Tyle tylko, że aby móc sobie na to pozwolić, muszą zarobić na innych sprawach. Opłacić koszty kancelarii, pracowników, zapewnić utrzymanie sobie i rodzinie. Wtedy jesteśmy krwiopijcami, zauważył pan?
Tak czy inaczej, obrońca zabójcy w głośnej sprawie i tak dostanie etykietkę adwokata diabła albo bestii.
„Adwokat diabła" to oficjalna nazwa funkcji w kościelnych procesach beatyfikacyjnych czy kanonizacyjnych. Tyle, że naprawdę broni on nie szatana, a zasad wiary. Szuka „haków" na przyszłego świętego. Dopiero kiedy jego argumenty zostaną uznane za nieprawdziwe lub nieskuteczne, kościół wynosi daną osobę na ołtarze. Lustrzanym odbiciem takiej funkcji jest obrońca oskarżonego w sprawie spektakularnej zbrodni. O ile opinia publiczna czci przyszłego świętego przed kanonizacją, tu chce ukamienować oskarżonego przed skazaniem. W przypadku procesów kanonicznych „adwokat diabła" broni zasad wiary, w karnych – zasad procesowych i reguł praworządności. Wynoszenie na ołtarze trwa wiele lat. Proces karny nie może być łatwy i szybki, co oczywiście nie znaczy, że nie powinien być sprawny.
Wierzy pan, że głośny proces, gdzie strażnicy praworządności wykażą się kunsztem, a sąd starannie rozważy argumenty, może jakoś przywrócić społeczne zaufanie do wymiaru sprawiedliwości?
Wierzę, że rozpaczliwie potrzebujemy mądrości, rozwagi, szacunku dla każdego człowieka i zasad rządzących cywilizowanym społeczeństwem. Temu właśnie służy rzetelny proces sądowy. Proces w głośnej sprawie zawsze wpływa na wizerunek wymiaru sprawiedliwości. Jest jednym z tych wydarzeń, które mogą go budować albo psuć. A to już zależy od ludzi, którzy mają wpływ na to, jak taki proces przebiega.
Radosław Baszuk jest adwokatem od 1995 roku. Obrońca i pełnomocnik w wielu procesach karnych. Laureat konkursu „Profesjonaliści Forbesa 2012 - Zawody Zaufania Publicznego". W latach 2013-2016 był sędzią i wiceprezesem Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury. Prowadzi bloga prawniczego „Radek Baszuk. Tak to widzę."