Karierę zrobiła w ostatnich dniach ocena premiera Donalda Tuska, że chciałby wszystkim tym, którzy mówią: daliśmy ci zwycięstwo, a ty to zmarnowałeś, tak niewiele zrobiłeś, powiedzieć: nie, nie daliście mi zwycięstwa. Dostaliśmy niecałe 31 proc. głosów. Dlatego rząd spełnił 30 proc. obietnic.
Ale przecież nikt go nie zmuszał do pokierowania rządem, i nie najważniejsze w mojej ocenie jest to, że nie spełnia wszystkich obietnic wyborczych jego obozu w zakresie sądownictwa, ale to, że nie zmienia istotnie powtarzanych przez dziesięć lat sądowego sporu planów jego rozwiązania. Mimo że trafił na trudności w realizacji tych zamierzeń, gdyż wciąż znaczna część obywateli, w tym sędziów, nie zgadza się z planami rządu na reformę sądów. Na dodatek nie ma gwarancji, że byłby w stanie obalić prezydenckie weto. Kilka dni wcześniej Waldemar Żurek, minister sprawiedliwości, zapytany na antenie RMF FM o oceny Koalicji 15 października w kontekście przywracania praworządności, postawił jej trzy z plusem, dodając, że chciałby dociągnąć do mocnego cztery plus, a nawet pięć minus. Przyznał zarazem, że było przekonanie, jak rozumiem w jego środowisku sędziowsko-politycznym, że wybory prezydenckie pozwolą mieć już teraz kilka ustaw w tym segmencie, „gdyby się udało, ale tak nie jest”. Krótko mówiąc, plan zarysowany przed wyborami trafia na przeszkody.