System w Polsce jest w wyjątkowo trudnej sytuacji. W Polsce każdy zna się na zdrowiu i na polityce, choć demokracja gości u nas od niedawna. A polityków mamy takich, jakie społeczeństwo. Dlatego w starych demokracjach można się porozumieć dla celów ponadpartyjnych w zakresie opieki zdrowotnej, u nas – nie.
Z zazdrością słucha się Szwajcarów czy Holendrów mówiących o planach reform zakrojonych na dziesięć lat, które są potem konsekwentnie realizowane. Partie u władzy zmieniają się tam jak i u nas, ale reformy wdraża się z zegarmistrzowską precyzją ?i tylko niezbędnymi modyfikacjami pierwotnych planów. Te ?z kolei poprzedza merytoryczna debata oparta na rzeczowych argumentach i studiach wykonalności.
System opieki zdrowotnej jest jak wielki statek i każda zmiana kursu wymaga ogromnej energii. Ale w Polsce system pchnięto najpierw w kierunku rynku kas chorych, potem zawrócono na centralizację z dwuwładzą NFZ i Ministerstwa Zdrowia, a od kilku lat pozwala mu się dryfować bezwładnie. Każda radykalna, nieprzemyślana zmiana kosztuje, ale i brak działania rodzi negatywne konsekwencje. Nie tylko finansowe. Płacimy ludzkim życiem i cierpieniem chorych czekających w kolejkach do podstawowych świadczeń zdrowotnych.
Obecnie planuje się skrajne upolitycznienie systemu i ręczne sterowanie, tak jakby opieka zdrowotna już na zawsze miała pozostać bastionem socjalizmu, mimo że tak wielu z nas pamięta, jak tenże smakuje. Tęsknimy do czasów, gdy na wizytę u specjalisty można się było umówić tego samego dnia, serię badań diagnostycznych wykonywano niemal od ręki, ?a terapię rozpoczynano najpóźniej w ciągu kilku dni. Pytanie tylko, czy ręczne sterowanie przywróci tę sytuację. Może to właśnie upolitycznienie zdrowia jest przyczyną obecnych kolejek ?do podstawowych świadczeń zdrowotnych. Czy świetny dostęp do drogich, luksusowych procedur jest przypadkowy? A może właśnie rezygnacja z mechanizmów rynkowych prowadzi do podstawowych patologii systemu, czyli kolejek, korupcji i korzystania ze znajomości?
Niezależnie od odpowiedzi na te pytania jest jeszcze jeden wymiar, w którym muszą dokonać się zmiany. Wcześniej czy później centralnym punktem systemu stanie się pacjent. Dzięki dyrektywie o opiece transgranicznej UE będziemy mogli korzystać z podstawowych świadczeń specjalistycznych w krajach ościennych. Niedopuszczalne będzie składanie przez polityków obietnic bez pokrycia, a koszyk przestanie być „gwarantowany" tylko z nazwy. Zmienia się mentalność Polaków, a to wymusi racjonalne zmiany w systemie opieki zdrowotnej, niezależnie od tego, jakie partie będą u władzy.