Tak wynika z wyroku Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w sprawie Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie. SOKiK oceniał zasady rozliczania kosztów nauki ze studentami, którzy w ciągu roku akademickiego rezygnują z nauki albo zostają skreśleni. Uznał, że są one niekorzystne dla studentów. Sąd przyznał, że szkoła miała prawo żądać, aby student zapłacił za cały okres od rozpoczęcia nauki do złożenia pisemnej rezygnacji. Zakwestionował jednak algorytm służący do wyliczania tej kwoty. Dlaczego? Bo obejmował on też wrzesień, a wtedy nie było zajęć. Trudno więc 1 września potraktować w szkole wyższej za dzień rozpoczęcia nauki. Taki zapis, zdaniem sądu, zmierza do uzyskania przez szkołę nadmiernego zysku. Szkoła tłumaczyła, że we wrześniu dostępne są m.in. biblioteka i inne pracownie, ale nie przekonało to sądu, bo czesne jego zdaniem jest ekwiwalentną opłatą za usługi edukacyjne, a we wrześniu nie ma zajęć. Studenci I roku również na uczelni zjawiają się dopiero 1 października.
Szkoła nakazywała też rezygnującym studentom wnosić opłaty karne - 20 proc. różnicy pomiędzy rocznym czesnym a uiszczonymi opłatami za rzeczywisty czas nauki.
- Szkoła, pobierając od studenta rezygnującego z nauki opłatę karną, zatrzymuje w istocie część świadczenia w sytuacji, gdy sama zostaje zwolniona z wykonania własnych obowiązków - argumentował sąd, powołując się na art. 385pkt 12 kodeksu cywilnego. Uczelnia powinna wziąć pod uwagę przyczyny odstąpienia - wiele z nich nie jest bezpośrednio zależnych od studentów. Należą do nich m.in. choroba, niski poziom nauczania, zmiana sytuacji życiowej lub miejsca zamieszkania.
Podobnie orzekł sąd, oceniając obowiązek wpłaty wpisowego i rabatu promocyjnego przy rezygnacji z nauki podczas pierwszego roku. Szkoła powinna zróżnicować przyczyny rezygnacji, aby np. uczeń odchodzący z powodu niskiego poziomu zajęć (a więc okoliczności przez siebie niezawinionych) nie tracił na tym finansowo. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny (sygn. XVII Amc 33/06).